Tak wiem, że w obliczu problemów innych osób, mój problem był niewielki, można by nawet powiedzieć marginalny. Ale, że bliższa ciału koszula niż kaftan, to moim największym problemem był gęsty, przypominający klajster katar Młodszego, który za nic nie miał zamiaru opuszczać jego, widać bardzo wygodnego nosa. Męczymy się z nim już półtora tygodnia.
Na szczęście wrodzona inteligencja Mamy (czyli moja oczywiście:))) w połączeniu z nabytą na studiach i w pracy wiedzą o lekach dały efekt zaiste spektakularny. Do poniedziałku Młody nosa do oddychania nie używał. Nos pełnił zaszczytna funkcję ozdobną twarzy. Gdzieś około poniedziałkowego poranka, po kolejnej nieprzespanej nocy Matkę nareszcie olśniło. Skoro na swój własny, gęsty i klajstrowaty katar biorę środki rozrzedzające, zmniejszające obrzęk w nosie + dużo piję, to u Młodszego trzeba zastosować podobną kombinację, oczywiście dostosowaną do wieku.
I.................. od wtorku w nosie otworzyły się przepusty, tama została przerwana. Glut nadal gesty, ale już dający się wyciągnąć przy użyciu FRIDY, rozpoczął opuszczanie nosa, który oprócz zaszczytnej niewątpliwie funkcji ozdobnej, ponownie zaczął pełnić również funkcję dostarczania powietrza do ciała Młodszego. Dziś, po tygodniu stosowania tej niespotykanie skutecznej kombinacji, katar się wreszcie kończy. Glut jest wodnisty, łatwo opuszcza nos i pojawia się tylko kilka razy dziennie. Na świeżym powietrzu częściej, ale to akurat norma.
Do tego duszący kaszel minął, jak ręką odjął i nawet wychodzenie na dwór i inne gwałtowne zmiany temperatury i wilgotności go nie wywołują. Mogę wreszcie otrąbić wielkie i spektakularne zwycięstwo!!!! Jest jednak w tej beczce miodu mała albo i nie łyżka dziegciu. Byłam z Młodszym trzy razy u lekarza, trzy razy mówiłam o blokadzie nosa. Zresztą nie trzeba było mówić, widać i słychać było pierwszorzędnie. Nikt nie umiał zaproponować jakiegoś leku na rozrzedzenie kataru. Miałam robić inhalacje i psikać wodą morską do skutku. To, że wpadłam na odpowiednią kombinację leków, zawdzięczam wiedzy i własnemu doświadczeniu. No i leki były w domu, bo Starszak skończył przygodę z kaszlem. Tym razem bez FLIXO na pokładzie. A gdybym nie miała odpowiedniego wykształcenia i wiedzy. Ile czasu Młodszy by jeszcze cierpiał, jak szybko dorobiłby się zapalenia ucha (piekielnie bolesnej dolegliwości), jak bardzo trudno byłoby nam funkcjonować z marudnym i zatkanym Trzylatkiem. Eh.... Po co ja to piszę??? Przecież lekarz wie najlepiej, a jak nie wie to, ty masz pecha pacjencie.