środa, 21 maja 2014

Przeprowadzka

Przeprowadziliśmy się wreszcie do Warszawy. Na razie nasze mieszkanie trochę przypomina mi apartament letni - kompletny chaos, mnóstwo rzeczy nierozpakowanych, słownie 5 kubków i talerzy itp. Miałam śmiały plan, żeby wziąć urlop i trochę mieszkanie ogarnąć, stary dom posprzątać, kupić do nowego naczynia, sztućce, szklanki i inne potrzebne rzeczy. Ale jak to ze śmiałymi planami bywa, przy dwójce małych dzieci śmiały plan lubi się pokrzyżować.
Krzyżowanie planu rozpoczęli panowie od mebli. Panowie od mebli od tygodnia kończą zabudowę w łazience. I jak w bajce o rzepce "stękają srogo, kończą i kończą, i skończyć nie mogą". Montaż tego mebla jest chyba najdłuższym montażem jaki widziałam. Zaczął się w połowie kwietnia i trwa do dziś. A panowie się spóźniają itp. - moje plany zakupowe w piątek wzięły w łeb. A potem było już tylko ciekawiej i ciekawiej... W piątek wieczorem A zaczął wymiotować - uznaliśmy to za grypę żołądkową, w sobotę ja byłam nie do życia, a mąż zakończył weekendową przygodę z grypą żołądkową w niedzielę. Myślałam, że to koniec atrakcji chorobowych, ale nie...W poniedziałek A zaczęły ropieć oczy. Katar zablokowany w nosie znalazł w końcu jakieś ujście. Dostaliśmy antybiotyk do oczu na nocnej pomocy i oczywiście A nie chodzi do przedszkola. We wtorek byliśmy u naszego francuskiego doktora. Poszliśmy do niego na początku maja, bo A kasłał przeszło 3 miesiące i żaden pediatra nie miał zamiaru nic z tym robić. Dopiero nasz francuski doktor zalecił leki przeciwalergiczne, doustne i wziewne leki na astmę i .... kaszel się znacznie zmniejszył. Czy to znaczy, że A ma astmę?? Jeszcze nie wiem... A teraz doktor uświadomił mi, że jakoś musimy udrożnić i oczyścić nos, bo grozi nam zapalenie uszu i niedosłuch. Dostaliśmy zestaw do płukania zatok. Mam nadzieję, że to pomoże. Żeby było ciekawiej mnie dopadło zapalenie krtani. Głos mi zanika, ale dzięki leczeniu przeciwzapalnemu i przepłukaniu nosa zestawem syna (musiałam go wypróbować) czuję się nieźle. Ciekawe, czy głos wróci mi do piątku. W końcu to moje podstawowe narzędzie pracy - a w piątek koniec urlopu.

Nasz plan kupna kanapy do salonu pokrzyżowała weekendowa grypa żołądkowa, mój plan wypadu do Ikei, choroba A. I tak nadal mamy nieco prowizorki w naszym mieszkaniu.

Ale są też dobre wieści. Zapisałam A do nowego przedszkola. Udało się - było jedno wolne miejsce, tak jakby na niego czekało. Mam nadzieję, że adaptacja przebiegnie pozytywnie. A ciężko akceptuje zmiany - zupełnie jak ja.

A T? Jutro idziemy na zaległe szczepienie. Akurat skończył smarkać, więc jest szansa na spóźnione o 2 miesiące szczepienie. Poza tym T zaczyna chodzić. Na razie z podparciem, ale coraz pewniej. Ale się będzie działo jak każdy z chłopaków ruszy w swoją stronę. Chyba będę musiała się sklonować.