sobota, 15 września 2018

Wrześniowe początki

Początki są trudne. Trzeba się przyzwyczaić do panujących zasad, na nowo wejść w plan dnia, trochę  z okazji wakacji poluzowany. 

Plan poranny mamy wspólny. Potem Starszy ma swoje zajęcia szkolne i dodatkowe, Młodszy ma swoje zajęcia przedszkolne i dodatkowe. Oprócz tego wspólne zajęcia SI - tym razem udało się je skupić w jednym dniu. Ja mam miesięczny grafik  pracy na zmiany, Mąż ma względnie stałe godziny pracy. Opracowujemy logistykę z tygodnia na tydzień. Próby są bardziej lub mniej udane, ale powoli układa nam się schemat kto kogo kiedy odbiera lub zaprowadza. Wieczorem znów wspólny plan. Tylko ja się wyłamuję z niego, gdy drugą zmianę kończę o 22.00.

Młodszy z ochotą powrócił do przedszkola. Nudził się niemiłosiernie w domu (jednak moja kreatywność ma granice) i tęsknił do kolegów. Największy problem to, że do końca października nie może ćwiczyć ani chodzić na basen. Jakoś ogarniamy temat, choć T głośno i stanowczo się buntuje. Zdążył też złapać pierwszy katar. 

Starszy powoli wdraża się w szkołę. Były już narzekania, spina z kolegą i fochy. Były też sukcesy i nowe, ciekawe rzeczy na lekcjach. Czyta lepiej, pisze całkiem sprawnie. Bardzo dobrze liczy. Oczywiście największa miłość to piłka nożna. 

W pracy męża po staremu, w miarę spokojnie. Pojawiła się nowa opcja pracy w domu, czasem się przyda. Np. gdy w przedszkolu przedstawienie jest o 15.30 lub gdy wizyta u ortodonty jest o 8.50.

W mojej pracy już sezon przeziębieniowy się rozpoczął. Kolejki są coraz większe. Część ludzi złapała już jesienne wirusy. Do tego znowu ubyło nam personelu. Znów potykamy się o kufry z towarem nierozłożonym na półkach. Znowu poszukujemy różnych rzeczy w miejscach zupełnie przypadkowych. I oczywiście jesteśmy do tyłu z pracą.  

Początki są też przyjemne.

Pierwszy weekend września był bardzo spokojny. T świeżo po zdjęciu szwów wymagał spokoju.

Drugi weekend września to niedzielna wycieczka piaseczyńsko-grójecką kolejką wąskotorową. Zaplanowaliśmy sobie wycieczkę trochę w ciemno, bo pogoda wahała się między deszczem a przebłyskami słońca. Ostatecznie było super. Temat na osobny post.

Trzeci weekend okazał się bardzo pracowity. 
Klasa Starszaka zorganizowała rajd rowerowy z ogniskiem i pieczeniem kiełbasek. Przejechaliśmy rowerami od Dolinki Służewieckiej do polanki ogniskowej w Lesie Kabackim. Trasa przyjemna, tempo rozsądne. Potem przygotowanie drewna, poszukiwanie patyków do kiełbasek, rozpalanie ogniska, pieczenie kiełbasek. Nawet deszcz nam nie przeszkodził w dobrej zabawie.

W przedszkolu Młodszego odbył się piknik rodzinny. Temat przewodni - "Piotruś Pan". Były zadania i poszukiwanie skarbu. Z opowiadania T wnioskuję, że bawił się świetnie. Deszcz też im nie przeszkodził.

Po przygodowym poranku szybki obiad ( niezawodne spagetti), deser i ....... kolejna przygoda. Pojechaliśmy do starego domu. Trzeba było skosić trawę, uporządkować rynny i ogarnąć śmieci do wystawienia. I przede wszystkim zebrać winogrona. Małe, ciemne i słodkie jak miód. Chłopaki bawili się w Star Wars, łazili po drzewach a nawet kosili trawę. My sprawnie ogarnęliśmy podwórko. I spędziliśmy przyjemne popołudnie na świeżym powietrzu. 

A jutro, jutro czeka nas leniwa niedziela z obiadem u Dziadków Warszawskich.