poniedziałek, 24 lutego 2014

Katar

Nie lubię kataru!!!!!!!!!! Nie cierpię, nie znoszę, nie lubię i już!!!! A najbardziej nie lubię go, gdy sama muszę opiekować się dwójką zdrowiejących dzieci. Ich rozsadza energia, ja najchętniej zaległabym pod kocykiem, oni chcą się bawić, ja marzę o odpoczynku, oni proszą o bajki i piosenki, ja tracę głos, a po czytaniu jednej bajki mam atak kaszlu grożący wypluciem płuc. Nie cierpię kataru!!!!

sobota, 22 lutego 2014

Chory facet w domu

Chorujący domownicy marudza, męczą się w domu i wymagają stałej uwagi.  Dzieci rozumiem, bo co to za przyjemność mieć katar, kaszel i jeszcze wychodzące opornie zęby u Młodego lub kaszel i brak spacerów u Starszego.  Ale Chorujący mąż to plaga większa niż dziesięć plag egipskich.  Nie dość, że  smarcze i kaszle, to jeszcze marudzi. Tak wiem, że chorowanie nie jest fajne. Ale dorosły facet do licha nie jest trzylatkiem i stałe narzekanie i foch na początku budzą moje rozbawienie,  ale po kilku dniach zaczynają wkurzac. Tak  wiem, mamy nie chorują,  choć czasem marzą o wskoczeniu pod kołdrę,  jeśli mają katar, kaszel, głowa pęka z bólu,  a jeszcze trafił się okres. Ale mama nie może wylac swojej frustracji,  bo na kogo, na dzieci przecież nie. Na męża,  to usłyszy,  że przecież jest chory i opieka nad dwójką dzieci przez  2 lub 3 godziny jest ponad jego siły. Ech ulało mi się dziś.  Od miesiąca chłopcy są chorzy, . Mam serdecznie dość jeczenia i marudzenia dwóch maluchów, marudzenia męża i braku zrozumienia. Mam dość nie sprzątania poswoich posiłkach,  zostawiania wszystkiego na mojej głowie i   oczekiwania,  że nie pisne słowa,  gdy on poraz kolejny jest nieprzygotowany do wyjazdu, bo zapomniał o paliwie, karcie bankomatowej lub wstawić cokolwiek. MAM DOŚĆ !!!

środa, 5 lutego 2014

Intensywny czas

Styczeń był dla nas bardzo intensywnym miesiącem. Zaczęliśmy remont naszego mieszkania. I pochłonęły nas poszukiwania gresu, glazury, sprzętów do łazienki itp. Sprawa niełatwa, nawet gdy można poświęcić na poszukiwanie i wybieranie całą sobotę. W naszym wypadku było bardziej ekstremalnie. Starszaka udało się podrzucić naszej nieocenionej Babci Warszawskiej lub niani, ale Młodszy twardo odmawiał porzucenia mamy i tylko raz się to udało. W związku z tym byliśmy bardzo zmotywowani, aby wybrać szybko. Wybór udany - podłoga w kuchni i przedpokoju wygląda pięknie. Przy okazji bardzo doceniłam sklepy internetowe. Zakupy z kanapy oszczędzały czas.
A w sytuacji pogromu chorobowego uratowały sytuację. Bo koniec stycznia i początek lutego to pogrom chorobowy. Zaczęło się niewinnie. Mały katar u Starszaka. Po 6 dniach roznosił dom, kataru brak, więc puściłam go do przedszkola. W piątek 24 stycznia po balu przebierańców słychać było pierwsze oznaki choroby, która rozwinęła się do środy w początek zapalenia oskrzeli. Więc pierwszy w życiu antybiotyk. Poprawa nastąpiła szybko, ale, żeby nie było za łatwo, po trzech dniach brania antybiotyku Starszy dostał takiego uczulenia, że skończyło się sterydowym zastrzykiem. Zmiana antybiotyku przyniosła niewielkie uczulenie na buzi i .... biegunkę. No cóż jak nie wysypka to sraczka :)). Poza tym A. furczał i świszczał, więc do antybiotyku doszły leki wziewne. Dobrze, że nie mam kłopotu z namówienie go do inhalacji. Niech żyją bajki-oglądanki!!!!!
W międzyczasie Młodszy dostał gorączki i po fatalnym środowym poranku wezwałam lekarza do domu. Diagnoza - infekcja górnych dróg oddechowych + stan zapalny uszu. Młody dostał antybiotyk i przykaz oczyszczania nosa. Ale katar wcale nie zamierzał nosa opuszczać. Dopiero 2 dni z Mucofluidem rozluźniły go i Młodszy odzyskał oddech przez nos. Pierwsze dwie noce przespaliśmy w pozycji półleżącej ze stałym dostępem do piersi. Mały ssak koił w ten sposób swoje cierpienie i nadrabiał niejedzenie w dzień. Jakie to szczęście, że nadal karmię T. piersią. Nie musiałam martwić się, że Młodszy nie chce nic jeść oprócz mleka. Żadnych butelek, wyparzania, odmierzania itp. Mleko gotowe i na każde zawołanie.
W weekend po wizytach kontrolnych chłopaków rozłożył się Mąż. Okazało się, że ma zapalenie płuc. Więc antybiotyk i stały pobyt w domu. Wszystkie obowiązki zewnętrzne spadły na mnie. A ja też na antybiotyku, bo męczący mnie od tygodnia kaszel nie zamierzał przejść sam. Ale czy ktoś z Was widział mamę, która ma czas pochorować?
I tak od 24 stycznia chorujemy, chorujemy i końca nie widać. A za oknem, jak na złość wspaniałe słońce. Pogoda wprost wymarzona na spacery.