sobota, 6 lipca 2013

Figa z makiem

Mieliśmy być dzisiaj na weselu mojej siostry ciotecznej. Tym razem mamy zaufaną opiekunkę, więc Tadziulencjusz miał zostać w domu, a Andrzejas opcjonalnie w domu lub z nami. I co ? I figa z makiem. Najmłodszy dziś obudził się z kaszlem przypominającym zaawansowane zapalenie oskrzeli. Szybki wypad do lekarza zaowocował antybiotykiem i bardzo radykalną zmianą planów. Na ślub pojechała delegacja złożona z męża i Andrzejka. Muszą fajnie wyglądać razem, bo mąż pod krawatem, a nasz trzyletni synek w ulubionych granatowych spodenkach i koszulce ze Złomkiem. Za nic nie chciał się przebrać. Nawet bardzo nie nalegałam. A ja na posterunku przy kaszlaku. Na szczęście Młody nie ma gorączki i humor mu dopisuje. Przekonałam się za to, jak trudno podać do paszczy cokolwiek, co nie jest mlekiem mamy, ewentualnie mlekiem sztucznym. Namęczyłam się z antybiotykiem jak kto głupi. To mój debiut, bo Starszak do tej pory antybiotyku doustnie nie brał. No cóż, Młodszy ma więcej źródeł zarazków. A wesele, okazja do spotkań z rodziną, pogadania, potańczenia i pobycia bez młodzieży przeszła mi koło nosa. Cóż samo życie......

Najlepsze, że przez chorobę Tadziula nasze poszukiwania mieszkania trochę się zawieszają. Może to i dobrze.Ostatnio presja była za duża i podjęliśmy kilka pochopnych decyzji. Trochę czasu do namysłu dobrze nam zrobi.