sobota, 11 maja 2019

Mija czas...........

Eh, właściwie to reszta marca i kwiecień układają mi się przed oczami, jako zwarty ciąg wydarzeń.

Najpierw problemy zdrowotne Taty.
Do tej pory nie udało się lekarzom dlaczego boli go brzuch. A czasem boli tak,że nie może spać. Eksperymentujemy z lekami, czasem pomagają, czasem nie....
Do tego w weekend majowy miał udar, kolejny. Pierwszy miał jakieś trzy lata temu. Na szczęście Mama szybko zareagowała i obyło się bez konsekwencji. Oczywiście Tata jest słaby, ale w pełni sprawny. Miał szczęście....

Potem problemy zdrowotne Teściowej. Mąż w końcu namówił swoją Mamę do wzięcia się za swoje zdrowie. No i teraz są pielgrzymki po lekarzach, mnóstwo badań.... Najlepsze, że Teściowa mieszka pod Białymstokiem, więc Mąż całą akcję koordynuje z Warszawy telefonicznie, czasem musi pojechać osobiście. 

W pracy armagedon. W ciągu dwóch miesięcy odeszły dwie osoby, a z końcem maja odejdzie trzecia. Co prawda przyszły też dwie nowe, ale nadal brakuje nam czterech, pięciu pracowników, żeby praca była komfortowa. Teraz to wieczne gaszenie pożaru i zażegnywanie kryzysów. Do tego zmieniono nam godziny pracy. Teraz jesteśmy rozciągnięci w czasie, bo musimy wypełnić personelem 16 godzin. Wolę nie pisać jak to wygląda w praktyce, bo szkoda gadać. Powoli przyzwyczajam się do faktu, że pora szukać innego miejsca, zanim praca zrujnuje mi życie rodzinne.
Jedyny plus zmian jest taki, że teraz zostawiam pracę w pracy i nie odbieram żadnych telefonów. W domu, albo po prostu zajmuję się domem, a zawsze jest co robić, albo spędzam czas z Mężem i Chłopcami.

Chłopcy przetrwali jakoś pylenie brzozy choć T wyjątkowo ciężko. Oczy załzawione, przekrwione i spuchnięte, swędzący nos, atopowe zmiany na skórze. Katastrofa i tak przez trzy tygodnie. Odetchnęliśmy wszyscy jak wreszcie się skończyło.

Podczytuję Wasze blogi, ale jakoś nie mam siły na komentarze. Może maj będzie trochę spokojniejszy.