sobota, 5 lipca 2014

Dom

Jak ja lubię wracać do domu. Nieważne czy pracuję cały weekend, czy tak jak dzisiaj, mam tylko pracującą sobotę. Przyjemnie jest wracać do domu pełnego śmiechu dzieci, światła słonecznego i domowych zapachów. Moje zmęczenie mija tuż za progiem i jestem gotowa na spacer, przytulanie czy inne szaleństwa. 

Nasz nowy dom jest duży, słoneczny, domowy. Ciągle brakuje w nim wielu rzeczy, choć niektóre być może już niedługo zostaną zamówione:)), np. kanapy do salonu. Nie spieszymy się z urządzeniem. Po pierwsze oboje pracujemy, a ja także w weekendy. Po drugie nasze dzieci uczą, że plany mogą się zmienić bardzo szybko. Po trzecie nie chcę przypadkowej zbieraniny przedmiotów, mebli, tkanin. Tak było w poprzednim domu i bardzo mi to przeszkadzało. Dlatego nie spieszymy się. 

W ogóle przekonałam się ostatnio, że nie warto się napinać, upierać, że już, teraz, natychmiast ma coś być zrobione, kupione, urządzone. To tylko generuje napięcie i atmosfera zupełnie niepotrzebnie się zagęszcza. A cóż takiego się stanie, jeśli coś się przesunie, nie uda.? Czy od tego zależy moje dobre samopoczucie?  Na szczęście już nie!!!   

Tak samo bez pośpiechu i napinania szukam nowej pracy. Nie chwytam nerwowo każdej okazji, choć teraz o pracę raczej trudno. Na szczęście mogę sobie pozwolić nawet na jakiś czas bez pracy zawodowej. To nas nie zrujnuje finansowo. Tak, wiem, że nie każdy ma taki luksus, ale skoro już go mam, to czemu z niego nie skorzystać? I naszła mnie ostatnio bardzo ciekawa myśl. Może ta przymusowa zmiana pracy, to tak naprawdę najlepsza rzecz, jaka mogła mi się przytrafić? Od dłuższego czasu praca w niedziele i święta bardzo mi przeszkadza, ale wiadomo, że zmiany wymagają wysiłku, odwagi, działania. A do tego trzeba motywacji. W moim przypadku motywacją do działania było wypowiedzenie. I teraz mogę poszukać pracy, gdzie będę mieć więcej czasu dla siebie,  męża,  dzieci,  przyjaciół. Gdzie Święta będę spędzać z Rodziną. I gdzie znajdę czas na pasje zaniedbane  w ostatnim czasie skandalicznie.