Ze szpitala wyszliśmy zgodnie z planem w środę. Ku naszej ogromnej radości. Bo jednak nie ma jak w domu!!!
Zabieg przeszedł bez komplikacji, wymiotów po narkozie. Jedyną troską i pilną potrzebą Młodszego było ........... zjedzenie "kanapki z masełkiem i wędlinką", najlepiej teraz, zaraz, natychmiast! Niestety trzeba było trochę odczekać, więc mieliśmy na stanie bardzo rozżalonego synka, który przecież jest baaaaaardzo, baaaaaardzo głodny i jest mu przykro i źle. Na szczęście jedzenie w końcu dostał, zjadł i dobry humor wrócił. Poza niewielkim stanem podgorączkowym nie pojawiło się nic. Nawet nie skarżył się na ból, spokojnie przespał noc.
A teraz ..... Teraz największy nasz problem to zalecony "oszczędzający tryb życia" co najmniej do 8 lutego. Cały tydzień bez biegania, skakania, wspinania, przepychanek z bratem, szaleństw z mamą i tatą. Nawet chodzić mamy jak najmniej, bo szwy na nóżce, po przeszczepie skóry muszą się trochę podgoić. To dla nas prawdziwe wyzwanie. Tak, jak kiedyś pisałaś Iwosiu, jak wytłumaczyć aktywnemu chłopczykowi, który się dobrze czuje, że ma się jak najmniej poruszać. Jak zorganizować dzień, zabawy, atrakcje, żeby nie oglądał stale bajek. Dobrze, że przed nami tylko tydzień. U Was trwało to o wiele dłużej - duży szacunek dla Ciebie za cierpliwość, bo wiem, że łatwo nie było.
Starszak też stanowi wyzwanie, bo brak mamy i brata przez trzy dni i zwiększenie naszej uwagi na utrzymanie T w "trybie stacjonarnym" trzeba odreagować. Stąd zwiększona ilość fochów, jęków i ściągania naszej uwagi na siebie. Ale to minie, trzeba tylko cierpliwie przeczekać i dać dużo siebie. Na szczęście Starszy chodzi do przedszkola, więc się nie nudzi. Jak do tej pory nie złapał nawet kataru. Jak zwykle ma mnóstwo pomysłów, co raz więcej rysunków przynosi do domu - rozkręcił się z rysowaniem bardzo. Tematyka samochodowo - podróżnicza, albo tory i wyścigówki, albo mapy.
A żeby i mnie się nie nudziło, popsuła się mi trochę prawa ręka. Mogę nią dość dobrze poruszać, ale jakiekolwiek obciążenie, nawet utrzymanie jej w górze, czy rozmowa przez telefon są okupione bólem. O wkładaniu i wyjmowaniu Młodszego z samochodu, czy noszeniu go na rękach nie mówiąc. Teraz więc moja kolej na rehabilitację, inaczej będzie słabo. Co prawda mniej precyzyjne czynności umiem wykonywać lewą ręką, ale po pierwsze niełatwo się przestawić, po drugie kompensowanie braku możliwości używania jednej ręki drugą skończy się przeciążeniem lewej. A wtedy będzie "klops i nie działa", jak mawia Starszy.
Poza tymi drobnymi niedogodnościami nasze życie powoli wraca na utarte tory. Przedszkole A, rehabilitacja T i moja, ogarnianie domu .... Czeka mnie co prawda trochę spotkań, wizyt lekarskich, ale jestem dobrej myśli.
A na koniec opis sytuacji, która miała miejsce w szpitalu. Pisałam poprzednio, że w nowej lokalizacji warunki pobytu bardzo się poprawiły. I dla pacjentów - dzieci, i dla nas - opiekunów. Są przyzwoite łazienki, magazyn na bagaż, kurtki, buty, duży pokój socjalny. I przede wszystkim o wiele większe sale. A łazienka dla nas - opiekunów maluchów jest tuż obok sal naszych dzieci. Są też leżanki i pościel dla rodziców. Jeszcze nie dla wszystkich, ale stopniowo będzie więcej. No i ten brak leżanek był powodem do ogromnej frustracji dla Rodziców małej dziewczynki - niemowlaczka, leżącej z nami na sali. Malutka przyjechała na diagnostykę szpitalną.
Frustracja tych Rodziców była tak wielka, że nawet nie zauważyli jak bardzo wpływa ona na Małą - nie mogła się spokojnie przyssać do piersi. Przysłoniła im, to że personel starał się być pomocny, ułatwić nam - opiekunom życie, choć trzeba się czasem o coś dopytać. Że szpital to nie hotel i od łóżek dla wszystkich rodziców ważniejsze jest wyposażenie medyczne, bo padł w rozmowie nawet argument, że skoro nie mają całego wyposażenia, nie powinni się otwierać. I, że wszystko da się jakoś poukładać, trzeba tylko trochę dobrej woli. Znalazły się poduszki dla Mamy, mogła nakarmić Malutką w najdogodniejszej dla nich pozycji.
Wiem, że pobyt z dzieckiem w szpitalu to ogromny stres. Wiem, że czasem trudno zachować spokój i wszystko nas wkurza. Wiem, że naszej opiece medycznej daleko do ideału. Wiem, że jak samemu się nie dopyta, nie dopatrzy, nie sprawdzi, to czasem personelowi umykają różne rzeczy, często bardzo ważne. Ale też wiem, że skupienie na takich sprawach może przysłonić najważniejszy cel - pobyt w szpitalu ma pomóc dziecku wyzdrowieć lub przynajmniej poprawić stan na tyle, żeby mogło wrócić do domu. I, moim zdaniem, na to powinniśmy skierować całą naszą uwagę i na tym skupić całą naszą energię.
A co do warunków, to rodzic, który ma za sobą pobyt w szpitalu w poprzedniej lokalizacji, na Litewskiej, doceni z pewnością zmiany w nowej placówce.