czwartek, 31 grudnia 2015

Błogie lenistwo u Dziadków

Od niedzieli leniuchujemy u Dziadków w Grabówce. I jak to na Podlasiu bywa odczuliśmy w końcu prawdziwą temperaturę zimową. W dzień nie jest źle, ale 14 stopni na minusie w nocy robi wrażenie.
Chłopaki łobuzują i oblegają dziadków, ulubionego wujka i ciocię. Korzystają z chęci babci do dogadzania wnukom kulinarnie. A my odpoczywamy i ładujemy baterie na kolejne wyzwania, jakie niesie nam nowy 2016 rok.


Z okazji Nowego Roku życzę Wam, by kolejny rok niósł nam i wyzwania, i spokój, i radość, i wszystko co jest nam pisane. I żebyśmy mieli dość siły, żeby przeżyć go dobrze.


A ja dziś świętuję swoje kolejne urodziny. Co raz mi bliżej do kolejnego wyzerowania licznika. A moje najdroższe i najwspanialszej prezenty oglądają właśnie ulubione Auta 2.

środa, 23 grudnia 2015

Święta.....

Od poniedziałku chłopcy mają "ferie świąteczne". Chcieli trochę pobyć w domu, no to mama spełniła życzenia potomstwa. 

W poniedziałek byliśmy w Ikei w Jankach, żeby się rozliczyć za reklamację i podreperować stan naszych talerzy i misek, bo cóś trochę się potłukły. Panowie zostali w Smaladndii, ja lotem błyskawicy załatwiałam zakupy, bo program wieczorny na poniedziałek był bardzo napięty. T miał rehabilitację o 17.30, A zajęcia z logopedą o 17.00 i jeszcze o 18.00 miało przyjechać dawno zamówione łóżko piętrowe dla chłopaków. Zazwyczaj trafia mi się taka kumulacja spraw, gdy mąż ma dłuższe pobyty w pracy, a teraz ma kociokwik. Na szczęście z pomocą zjawił się Dziadek warszawski i zbieg okoliczności. Panowie od łóżka zadzwonili, czy mogą przyjechać o 16.00 zamiast o 18.00 i załatwili sprawę w 35 min. Także dopilnowałam wszystkiego sama, zdążyłam nawet na spokojnie zjeść obiad i przygotować pokój. Zaprowadziłam A do logopedy, pobrałam T na rehabilitację i wysłałam Dziadka po A do logopedy (zajęcia trwają około 30-40 min.). I tym sposobem przetrwaliśmy maraton wieczorny z poniedziałku.

Wczoraj było już spokojniej, spacer, zakupy, obiad i clue programu czyli pieczenie pierniczków. Zjedliśmy na poczekaniu jedną blachę w trójkę, także zaoszczędziłam na kolacji dla chłopaków. Mąż dostał resztę obiadowego, domowego spagetti. Pierniczenie wykończyło mnie szczerze mówiąc tak skutecznie, że padłam do łóżka o 19.30 i powstałam dziś rano.

A dziś T w porę obudził nas tuz przed 7.00, bo mąż spóźniłby się do pracy. Byłam na treningu i zakupach w markecie - około południa kolejki już były pokaźne. Nie chcę myśleć co będzie wieczorem. W planach jeszcze rehabilitacja T ostatnia już w tym roku, kupno ryb na Wigilię i wypad do przedszkola po porzucone tam ubranka chłopaków. A wieczorem muszę udusić warzywa do ryby po grecku.

Generalnie tydzień z potomstwem - zdrowym potomstwem - na głowie nie jest taki zły.

Aha...Najlepsze życzenia z okazji Świąt. Chodzą mi po głowie słowa kolędy : "Nad nim anieli w locie stanęli i zadziwieni klęczą". Może warto zatrzymać się w locie i popatrzeć, na cud... nie tylko Bożego Narodzenia, ale też na cud naszego życia. Szkoda by było je przegapić.....

niedziela, 13 grudnia 2015

Domowa niedziela

Pogoda za oknem paskudna, zrezygnowaliśmy więc dziś z wychodzenia na spacer. Zastanawiałam jaka aktywność poza oglądaniem bajek może zrekompensować synkom brak wybiegania na świeżym powietrzu. Ku mojemu zaskoczeniu wcale nie było trudno i nudno.
    
Wspominałam kiedyś o kiermaszu świątecznym w przedszkolu chłopaków. Obiecaliśmy dostarczyć ozdoby na choinkę i pierniczki do jedzenia. 
         Wczorajszy wieczór upłynął pod znakiem tworzenia i oczywiście jedzenia pierniczków. Obaj chłopcy dzielnie wykrawali różne kształty i niemniej dzielnie pożerali pierniczki. Jedną blachę zachomikowałam do przedszkola. Z pozostałych trzech blach nie zostało nic, nawet okruszki zostały zjedzone. Ocalone pierniczki przyozdabialiśmy dziś po obiedzie kolorowymi, spożywczymi pisakami. Muszę tu przyznać, że Starszak wykazał się naprawdę wielką pomysłowością i starannością w zdobieniu. Młodszy też  ozdobił kilka pierniczków z moją niewielką pomocą.
        Natomiast cały dzisiejszy ranek poświęciliśmy na malowanie farbami ozdób z masy solnej, które pracowicie wycinaliśmy w poprzedni wtorek ze znudzonym chorowaniem Starszakiem. I obaj bardzo się do pracy przyłożyli. 

Poza zajęciami z gatunku kuchennych i artystycznych były gonitwy po całym domu, piłka nożna "pokojowa", fajny film dla dzieci, kilka partii "chińczyka", kilka przeczytanych bajek, masa szaleństw i przytulasów. Było domowo, ciepło i wcale nie nudno. I nawet znalazłam kilka chwil dla siebie. 
Lubię takie dni....

piątek, 4 grudnia 2015

Zwolnić trochę czas

Zarządziłam dziś do południa dzień piżamowy. Chłopaki bawią się razem w kuchni, chyba nadal jedzą śniadanie :))) albo robią cokolwiek innego. Ważne, że się nie kłócą.

Starszak od środy wieczór jest chory na paciorkowcowe nie wiadomo co. Z powodu fatalnego samopoczucia, gorączki, powiększonych węzłów na szyi i kataru zatykającego mu nos na amen odwiedziliśmy ostry dyżur. Po wymazie z gardła dostał antybiotyk i zdecydowanie poczuł się lepiej. Ma pauzować od przedszkola do 14 grudnia, więc niestety ominą go dwie imprezy urodzinowe  i zabawa mikołajkowa w przedszkolu. Za to będziemy mieć cały tydzień na przygotowanie pierniczków i ozdób choinkowych z masy solnej na świąteczny kiermasz w przedszkolu.

Młodszy ma katar ciągnący się od września i niewyleczalny chyba :)))). Dziś idziemy porozmawiać na ten temat z pediatrą. Coś trzeba postanowić, bo pod koniec stycznia czeka go ponowna operacja lewej rączki. Niedopatrzenie lekarza prowadzącego i nasze - między trzecim i czwartym paluszkiem jest błona, która bardzo utrudnia Młodemu życie. Trzeba paluszki jak najszybciej rozdzielić.
Miałam napisać, jak bardzo się wkurzyłam na tę całą sytuację. Że do licha ja nie jestem chirurgiem i nie muszę wszystkiego wiedzieć, że od lekarza, który podobno jest jednym z najlepszych w Polsce w swojej dziedzinie powinno się oczekiwać większej uwagi, że o wszystkich ewentualnych rozwiązaniach naszych problemów dowiaduję się od naszej rehabilitantki albo muszę wpaść na coś samodzielnie... Ale stwierdziłam, że szkoda moich nerwów i sił, muszę je zachować na inne, ważniejsze sprawy.

Nie było mnie na blogu długo, mam mnóstwo zajęć z chłopcami, sporo spraw do ogarnięcia w domu, do tego muszę wreszcie zająć się sobą. Moje zdrowie fizyczne i psychiczne wymaga teraz uwagi. Odezwała się moja dobra "znajoma" - depresja. Za zaniedbywanie swoich spraw w końcu trzeba zapłacić... Będzie mnie teraz na blogu trochę mniej. Komentarze obiecuję czytać na bieżąco, odpowiadać na nie też.