czwartek, 31 maja 2018

Majowy weekend

Wycieczka do Krakowa musi jeszcze chwilę poczekać.
Dziś będzie o naszym ostatnim, majowym weekendzie.
Miał wyglądać trochę inaczej. Pogoda jednak zrobiła swoje. Musieliśmy, niestety, zrezygnować z rajdu rowerowego w sobotę, bo nad Ursynowem przetaczała się burza za burzą. Ale mała zmiana planów ostatecznie zepsuła nam humoru.
Pograliśmy w planszówki i w rajdówkę na konsoli.
Andrzej stworzył ostateczną listę rzeczy potrzebnych na wyjazd. Trochę z nich trzeba było dokupić, więc wybraliśmy się na zakupy.
A na koniec wierni kibice w liczbie trzech oglądali mecz Real Madryt - Liverpool. Spać poszli późno, a dzięki temu, w niedzielę wstaliśmy po 8.00

Niedziela powitała nas słoneczną, piękną pogodą. Wykorzystaliśmy ją w pełni.
Po mszy świętej dla przedszkolaków wyruszyliśmy na lody, potem chłopaki poszli eksplorować park i włazić na drzewa. Ja natomiast rozkoszowałam się spokojnym siedzeniem na ławce i słońcem. Kiedy poczuliśmy ochotę na obiad, wróciliśmy do domu.
Po obiedzie i deserze (rzecz jasna), przygotowaliśmy wszystko na następny dzień, a potem wybraliśmy się rowerami do parku linowego. To nasz pierwszy raz w tym sezonie, więc Andrzej wybrał średnią trasę. Radził sobie z nią zupełnie swobodnie. Powoli przymierza się do górnej, najtrudniejszej - kto wie może już następnym razem, choć odległość od ziemi (naprawdę spora) trochę go niepokoi.
Tadzio tym razem uważnie posłuchał wskazówek przy szkoleniu. Sam obsługiwał karabińczyki, bez problemu przeszedł całą trasę - najprostszą. Też powoli dojrzewa do większego wyzwania - średniej trasy.
Potem ruszyliśmy na plac zabaw. Tam spotkaliśmy dwóch kolegów z poprzedniej szkoły Andrzeja oraz koleżankę Tadzia.
Andrzej z kolegami szaleli na rowerach. Tadzio najpierw zjeżdżał z olbrzymiej zjeżdżalni, potem dołączył do kolegów z rowerowej paczki. Do domu obaj wrócili tak brudni, że najpierw zarządziłam kąpiel, a dopiero potem kolację :))

Dzieciaki upuszczały energię szalejąc na rowerach, a my, rodzice, trochę porozmawialiśmy. Między innymi o szkole, wakacjach i pomysłach na weekend. Temat szkolny jednak zdecydowanie dominował. I to, co usłyszałam od pozostałych, potwierdziło tylko, że nasza decyzja o zmianie szkoły A nie była pochopna.
Zresztą, gdy porównuję umiejętności Andrzejka przed zmianą i teraz, to widzę ogromną różnicę. W kwestii edukacji ruszył jak burza. Radzi sobie dobrze z liczeniem, czytaniem, pisaniem i angielskim. Coraz lepiej ogarnia sprawy szkolne (prace domowe, strój sportowy, rower). Nawet jeśli coś zostawi w szkole, zwykle wie gdzie. Naprawdę zrobił przez cztery miesiące ogromne postępy. Zaprzyjaźnił się bliżej z dwoma kolegami, a nawet jest obiektem sympatii że strony jednej koleżanki:)
Wyspokojniał, częściej pamięta o potrzebach innych, a swoje wyraża wprost.

Teraz przed nami bardzo intensywny czerwiec. Jutro Dzień Dziecka, potem Zielona Szkoła Andrzeja, wizyta Wojtka u nas, zakończenie roku i Dzień Rodziny w przedszkolu, urodziny Andrzeja, nasza rocznica ślubu i zakończenie roku szkolnego. Istne szaleństwo :)




niedziela, 6 maja 2018

Maj.....

Blog leży sobie odłogiem.

Realne życie jest tak absorbujące, że trudno mi teraz znaleźć wolną chwilę na pisanie.
Poza tym, wróciłam do intensywnego czytania książek, także pogrążam się w kryminałach i  światach fantastycznych.
Niezmiennie czytam Wasze opowieści.

Majówka minęła spokojnie, choć nie bez ekstra zawirowań (noc z gorączką i perspektywa dyżuru w pracy następnego dnia). Ale to drobiazg. I jaki świetny humor miałam popołudniu.

Dzieciaki majówkę spędziły u Dziadków Grabowskich. Mąż do 2.05 był ze mną w Warszawie, trochę więc korzystaliśmy z wolności. 
W poniedziałek byliśmy na kolacji w koreańskiej restauracji na Ursynowie - nie polecam. Zupełnie pozbawione wyraźnego smaku danie główne. Zupa i pierożki na przystawkę smakowały dobrze, ale to trochę za mało.
We wtorek wybraliśmy się do kina na "Trzy billboardy za Ebbing, Missouri". Dla mnie świetny, obyczajowy film, momentami mocny, momentami z absurdalnym humorem. Bardzo "cohenowski" choć reżyserowany przez inną osobę niż bracia Cohen.
Od środy mąż był z dzieciakami, a ja....... wyspałam się za wszystkie czasy - nie pamiętam kiedy ostatnio spałam do 10.00. Prawdziwe wakacje, przetykane dyżurami w pracy.

Wrócili wczoraj późnym wieczorem. Dziś na dzień dobry miałam przytulanki ze stęsknionymi chłopakami - bardzo mi tego brakowało.
A dzień spędziliśmy na spontanicznym pikniku w Lesie Kabackim - bardzo przyjemnie. Dobry koniec majówki.