piątek, 3 maja 2013

Domowy szpital

Dziś będzie krótko. Andrzej chory, Tadzio chory, mąż chory. Prawdziwy szpital w domu. Na szczęście Andrzejkowi katar już przechodzi. I sukces dmucha w chusteczkę. Rany, wreszcie widoki na koniec wyciągania glutów Fridą przynajmniej u starszaka. Cudownie!!!. Niestety młodszy też podłapał katar. Choć znosi tę niedogodność ze stoickim spokojem, to sypia znacznie gorzej. Nawet na spacerze. Ale widać chyba już koniec choroby, bo nosie coraz mniej słychać. A mąż, cóż rozłożył się na całego. Dobrze, że dziś ma urlop. Wydobrzeje w domu i do poniedziałku powinien być już w formie.
Przygotowania do chrzcin Tadzia dobiegają końca. Zostało jeszcze dogranie kilku drobiazgów przez maila, ostateczne załatwienie sprawy w kancelarii parafialnej. I "najważniejsza rzecz" upiększenie mamy tzn. jakaś nowa bluzka lub może dwie, fryzjer i parę niezbędnych kosmetyków.
Jedyne co mnie trochę przeraża, to wizja spędzenia większości maja w samochodzie. Nagromadziło się nam mnóstwo wizyt lekarskich, głównie z Tadziem, ale są też Andrzejka i moja zaległa wizyta u endokrynologa. najwyższy czas na nią, bo niezupełnie dobrze się czuję. Do tego postanowiłam chodzić na fitness, a w mojej miejscowości wszędzie trzeba samochodem, bo autobus akurat tam kursuje co półtorej godziny. Maj upłynie więc pod znakiem samochodu.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz