piątek, 16 grudnia 2016

Spokój

Gdy opadły pierwsze emocje ......
Gdy objawy ospy przestały mi tak bardzo dokuczać i przestałam przesypiać pół doby, a drugie pół dogorywać pod kocykiem .......
Gdy doszłam do siebie na tyle, że bałagan w pokoju, sterta nieuprasowanego prania i kurz na podłodze zaczęły mi przeszkadzać .......

Wtedy właśnie zauważyłam jeszcze coś. Coś, co w natłoku codziennych obowiązków, pracy, terapii, wizyt lekarskich, spotkań świątecznych i innych "bardzo ważnych" spraw mi umknęło. Coś bardzo ważnego, a zarazem tak oczywistego. 

Zauważyłam, jak bardzo wszyscy potrzebowaliśmy zwolnienia, przystopowania, takiego jesiennego wyciszenia, a może nawet zimowego snu. To cenny czas, by wybrać co jest dla nas naprawdę potrzebne. Zastanowić się, czy nie robimy zbyt wiele. Że nadmiar zajęć i bodźców powoduje, że moi synkowie są zmęczeni. A wtedy łatwiej i ciężej chorują.

Mam wreszcie czas patrzeć jak obaj uczą się, jak rozpoznawać i nazywać swoje emocje. 
Jak w warunkach domowych (znanych i bezpiecznych) przeżywają emocje: radość z wygranej, bunt, złość i łzy po porażce. 
Jak obrażają się na mnie, gdy przestrzegam domowych zasad. 
A jednocześnie potrzebują chwili, by zaakceptować fakt, że nie mogę ich przytulać, bo zwyczajnie mnie wszystko boli.
Jak Starszy próbuje zrozumieć złość i rozczarowanie Młodszego, który nie umie z nim wygrać.
Jak mój Mąż, mimo natłoku pracy w pracy został w domu na cały tydzień i przez ten czas świetnie bawi się z chłopakami.
Mamy czas dla siebie nawzajem. 
Zanim pochłoną nas zobowiązania, praca, terapia, rehabilitacja, szkoła, przedszkole, wizyty lekarskie, pranie, sprzątanie, prasowanie ...... Cały ten zwykły domowy kołowrotek.

Wiem, że po Nowym roku czeka mnie wiele zmian.

W grupie przedszkolnej Młodszego pojawi się nowa ciocia. Z ciocią, która odchodzi nawet się nie pożegnamy, bo pożegnanie jest dziś, a Młody wciąż łyka antybiotyk i nie chcę go narażać. Choć z T jest kawał twardziela, wiem, że ta zmiana to więcej buntu, łez, przychodzenia do łóżka rodziców..... Jakoś to przeżyjemy.
Zmienimy też godziny rehabilitacji T i przede wszystkim wrócimy, do naszej pierwszej rehabilitantki.

Starszy rozpocznie dodatkowe lekcje basenowe. Może pomogą w sprawach zdrowotnych, a przy tym będą dla niego przyjemnością.

A dla siebie, dla siebie planuję wrócić do planów nauki angielskiego. Do pracy i dla własnej przyjemności.

Planów mamy dużo. Które z nich uda się zrealizować, cóż zobaczymy.
Ale najważniejsze już się stało. Zwolniliśmy. Czasem nawet ospa, zapalenie płuc czy infekcja gardła mogą zdziałać coś pożytecznego :)) 

6 komentarzy:

  1. Oj jak dobrze rozumiem tą potrzebę "zwolnienia", przystopowania, snu zimowego... u nas właśnie powolutku bardzo to nadchodzi, ciesze się niesamowicie na to :)
    Trzymam kciuki za realizację planów i wracajcie do zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plany jak to plany... Zrealizują się w taki lub inny sposób.
      Sen zimowy mi nie grozi, ale zwolnienie tempa bardzo mi się spodobało :))

      Usuń
  2. o kurcze.... ależ Was poniewiera!
    dobrze, że z tych wszystkich trudności potrafisz wyciągnąć dobro!
    Pozdrowienia serdeczne! :*******

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że te wszystkie choroby zdarzyły się właśnie po to, żebym dostrzegła, co jest naprawdę ważne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wstyd mi narzekać, bo przy Waszym tempie i ilości zajęć, które nam siłą rzeczy odpadają, ale doskonale rozumiem. Odkąd poszłam do pracy, czuję wciąż na plecach ten pospiech. Weekendy mijają błyskawicznie. Marcina pochłonęła praca, sędziowania... Wiem, że robi to bo teraz akurat taką mamy sytuację finansową, ale wiem także, że też to trochę forma ucieczki.

    Paradoksalnie jest tak, że często choroba, przynosi masę refleksji i lawinę przyczynowo-skutkową nie tylko jeśli chodzi o kwestie zdrowotne.

    Pod koniec września otarłam się o kwestie onkologiczne. Na szczęście rozeszło się to całkowicie po kościach, ale wstrząsnęło mną to bardzo, bardzo mocno. Do tego stopnia, że nie jestem na razie w stanie o tym napisać na blogu, mimo, że powinnam- ku przestrodze. Może dojrzeję do tego... W każdym razie u nas też miało to swoje inne skutki. Po czasie okazało się, że niekoniecznie takie, jakie powinno mieć.

    Kibicuję angielskiemu. To również moje marzenie/postanowienie, żeby w końcu się za niego wziąć na poważnie.
    Ściskam i zdrówka Wam wszystkim życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję akcji onkologicznej - nawet nie chcę sobie wyobrażać stresu jaki przeżyłaś wtedy.

      Właśnie choroba spowodowała, że pomyślałam, że za dużo tego wszystkiego - musimy zweryfikować i oczekiwania, i możliwości. Pierwsze kroki zrobione. Starszak ruszy na basen. Bardzo to lubi, a pływanie z jednej strony wzmocni mu plecy (ma kłopoty z kręgosłupem), z drugiej zrelaksuje (jest bardzo spięty).
      Młodszy wróci do pierwszej rehabilitantki i będzie chodził raz w tygodniu.
      A na angielski znajdę jakoś czas. Jak już się oficjalnie przyznałam, głupio się będzie wycofać ;))

      Potrzebujemy wszyscy więcej luzu.
      Dziękuję za życzenia.
      U nas przedświąteczny chaos i bałagan. Ale trudno, na sprzątanie nie mam siły, a raczej kurz nie ucieknie :))

      Usuń