sobota, 26 listopada 2016

Listopadowe refleksje

Miesiące mijają w zawrotnym tempie. 
Dopiero co był początek roku szkolnego, potem trening słuchowy Tomatisa w październiku, nasza szalona podróż do Londynu i dzień Wszystkich Świętych a już mamy koniec listopada.

U nas jak zwykle dzieje się bardzo dużo. 
Listopad upłynął pod znakiem przygotowań do Święta Niepodległości (Limonki T miały przedstawienie z tej okazji) i przygotowań do Świątecznego Kiermaszu w szkole i przedszkolu. 
Przedstawienie wyszło świetnie. T był bardzo dumny, zwłaszcza że Starszak oklaskiwał brata z pierwszego rzędu. I ja byłam dumna, bo T uwielbia występy i nie ma tremy.
Przygotowania do kiermaszu nadal są w toku. Ale i pomysł, i materiały już są. Dziś zaczynamy robić ozdoby z masy solnej, a wieczorem rozpocznę produkcję pierniczków. Przepis wypróbowany, pierniczki zawsze wyjadane ze smakiem.
Do tego w poniedziałek Starszak ma prezentację o Wielkiej Brytanii (wykorzystaliśmy do tego nasze "październikowe wagary").
Wszystkie te rzeczy są przyjemne i miłe.

Niestety listopad upłynął też pod znakiem trudnych myśli i rozmów. Dotyczących opieki na Moją Babcią. Sprawa niełatwa, charakter niełatwy i wiek już baaaardzo poważny.
Właściwie nie ma dobrego rozwiązania. 
Takie, jakiego życzy sobie Babcia, jest niemożliwe - sama mieszkać nie może.
Takie, jakiego życzyłaby sobie moja Mama, jest prawie niemożliwe - nie ma chętnych do pomocy (takiej długofalowej) w opiece. 
Sytuacja wydaje się patowa. 
A Babcia.......... gaśnie w oczach. Choć fizycznie wciąż między nami jest, to jako osoba odchodzi już bardzo daleko. Smutno mi, choć wiem, że to naturalna kolej rzeczy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz