poniedziałek, 18 lipca 2016

Lipcowych wędrówek część 1

Lipiec i pogoda.
Można się po niej spodziewać wszystkiego, tylko nie nudy. 
Więc i my się nie nudzimy.

Dwa tygodnie temu, w sobotę, niemiłosierny upał wygonił nas z Warszawy. Najpierw, tradycyjnie jak co sobota, wypad na koniki, a potem prosto do naszego ulubionego Parku Zdrojowego w Konstancinie. Park jest rozległy, drzewa stare, wysokie i rozłożyste, więc i cień dają spory. Pograliśmy w piłkę, pooglądaliśmy stare kąty, sprawdziliśmy co się zmieniło, a zmian sporo i to na lepsze. A potem zalegliśmy na kocyku i relaksowaliśmy się patrząc jak słońce prześwieca przez liście drzew. Było nam ............ błogo.
Tak błogo, że z bardzo słabym entuzjazmem podążyliśmy na pobliski plac zabaw. Przy okazji odkryliśmy nową, bardzo przyjemną kawiarnię w miejsce starej, ponurej, drewnianej budy. Z placu zabaw wygnał nas głód, a że zupełnie nie miałam weny na gotowanie, odwiedziliśmy naszą ulubioną, powsińską restaurację, a potem relaksowaliśmy się w domu.
Niedziela za to przywitała nas deszczem obficie lejącym się z nieba. Ponieważ kalosze i kurtki przeciwdeszczowe dzieciaków zostały w przedszkolu, nie pozostało nam nic innego jak zorganizować jakąś rozrywkę pod dachem.
Wybór padł na salę zabaw obok "Warszawianki". Postanowiliśmy ją wreszcie przetestować. Sala jest duża, bardzo wysoka, mnóstwo atrakcji: zjeżdżalnie zwykłe, rury do zjeżdżania proste i kręcone, trampoliny, armatki na mięciutkie gąbkowe pociski, rowerki, miniboisko.... Chłopcy po początkowym onieśmieleniu biegali jak szaleni. Dobrze, że wzięłam koszulki na zmianę. Bawili się tak dobrze, ze dwie godziny przefrunęły w mgnieniu oka. 

W ubiegły weekend zaś, mimo niepewnych prognoz, zrealizowaliśmy marzenie chłopaków i pojechaliśmy do trzeciego JuraParku w Polsce, do Solca Kujawskiego. Udało się nam załatwić nocleg i dojechać w piątek późnym wieczorem. A od rana w sobotę rozpoczęliśmy naszą wyprawę. Najpierw...... po produkty na śniadanie do sklepu, a potem do parku dinozaurów.
Sam park jest bardzo interesujący. Długa, kręta ścieżka dydaktyczna prowadzi przez wszystkie epoki mezozoiku: trias, jurę i kredę. Figury gadów zostały ciekawie wkomponowane w leśne zakątki, a fakt, że przyszliśmy tak wcześnie pozwolił nam oglądać dinozaury w spokoju i we własnym tempie. Oprócz modeli dinozaurów są też ukryte w trawie ogromne modele owadów. Jest między innymi mrówka, osa, biedronka, konik polny, a nawet...... stonka ziemniaczana.
A potem..... potem przyszedł czas na korzystanie z atrakcji parku rozrywki. A było z czego!!! Karuzele, mała kolejka, duża i szybka kolejka, samochodziki, pontony, statek piracki, kulki, duży plac zabaw ze zjeżdżalniami i pajęczynami. Spędziliśmy na takich rozrywkach kilka dobrych godzin. Z przerwami na deszcz kropiący lub polewający, jedzenie (tak pysznego deseru z bezy jeszcze nie jadłam) i na zwiedzanie muzeum. W muzeum zafascynowały mnie trzy rzeczy: wspaniały model ryby pancernej, mini łódź podwodna (sala, gdzie przez szybę lub peryskop podziwialiśmy modele zwierząt wodnych) i wspaniały model mamuta włochatego (do tej pory nie zdawałam sobie sprawy jak jest wielki). Skorzystaliśmy też z seansu w kinie 5D, a w zasadzie to skorzystał Młodszy i Tata. Starszak kategorycznie odmówił. Dla niego największą frajdą była jazda samochodzikami po torze, oprócz dinozaurów oczywiście:))
A dla Młodszego - szybka kolejka w kształcie zielonej gąsienicy. Tak, tak dla naszego dziarskiego trzylatka była to najwspanialsza zabawa. W takich miejscach chyba najmocniej widzę różnicę między nimi. Starszak nadal nie lubi gwałtownych zwrotów, intensywnego kręcenia i głośnych dźwięków, zwłaszcza znienacka. Młodszego komentarz gdy wysiedliśmy z kolejki: "Mamo, ale się wyszalałem", mówi sam za siebie.
Po tak intensywnym dniu wieczorem, po dawce króla Juliana i pingwinów, padli jak muchy.
A w niedzielę, w niedzielę wyruszyliśmy  do Torunia, na spotkanie z dawno niewidzianymi znajomymi.
Ale to już temat na inny post.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz