poniedziałek, 24 czerwca 2013

Weekend

Ostatni weekend był naprawdę intensywny. W piątek Andrzejek obchodził swoje trzecie urodziny. Impreza została przełożona na niedzielę, ale przygotowania rozpoczęliśmy w piątek po południu pieczeniem szarlotki. Piekliśmy w trójkę ja, Andrzejek i nasza nieoceniona niania. Ciasto wyszło wspaniałe. W sobotę wstaliśmy wcześnie, chłopaki budzą się teraz około 5.30-6.00 i od samego rana się działo. Najpierw odebraliśmy tort urodzinowy naszego starszego synka Andrzejka. Tort był specjalny - w kształcie samochodu. Zamówiony wedle wskazówek Jubilata. Bardzo się spodobał. Przy okazji kupiliśmy też pieczywo. W tym samym czasie w domu tata zajmował się Tadziem, a pan hydraulik reanimował naszą pompę od hydroforu. Na szczęście udało mu się. Inaczej groziła nam utrata dostępu do wody i kupno nowej pompy. Potem wybraliśmy się całą  ekipą do mojego ginekologa na wizytę kontrolną. Sama osobiście zapakowałam potrzebne rzeczy i drugie śniadanie do plecaka, który wręczyłam mojemu mężowi. Potem zapakowaliśmy się do samochodu i w drogę. Kiedy dojechaliśmy na miejsce czekały nas dwie niespodzianki. Po pierwsze okazało się, że nasz plecak został na kanapie w domu. Przechodziłam przez pokój chyba ze cztery razy, ale tego nie zarejestrowałam. No i dla malucha mieliśmy dwie pieluch tetrowe, parę zabawek i nic więcej. Ruszyliśmy poszukać apteki, żeby zaopatrzyć się w pampersy i wilgotne chustki i trzymaliśmy kciuki, żeby Tadzio nie narobił do pieluchy po pachy. Na szczęście to nas ominęło. Drugą niespodzianką była moja pomyłka w godzinie wizyty, przyjechaliśmy o 30 min za wcześnie. Po wizycie pojechaliśmy kupić dzwonek i koszyczek do Andrzejkowego rowerka (w ramach prezentu urodzinowego). Młodzież większość czasu przespała w samochodzie. Po powrocie do domu i obiedzie tata został odkurzyć domu i odebrać zakupy internetowe, a my w trójkę ruszyliśmy do parku na długi i urozmaicony spacer. Była jazda rowerkiem, puszczanie baniek, zabawa na pajęczynie i zjeżdżalni. Bardzo przyjemne półtorej godziny. Potem wróciliśmy do domu, położyliśmy spać Tadziula i powierzyliśmy opiekę nad A i T naszej niani, a sami uciekliśmy na rocznicową kolację. Było miło, choć rozmowę zdominowały tematy nieromantyczne tylko bardzo powszednie. Ale to był nasz pierwszy wspólny wypad od narodzin Tadzia. A w niedzielę rano pojechaliśmy do kościoła na 8.30 w burzę, a potem Andrzej z tatą szaleli po kałużach, a ja położyłam Tadziula na drzemkę i rozpoczęłam przygotowania do urodzin. Ale o tym będzie osobny post.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz