sobota, 20 czerwca 2020

Burza, burza ....... i znów burza

Jak w temacie, za oknem burza, leje kosmicznie. Od środy regularnie po południu burza.

Czerwiec mija jak zwykle za szybko. I jak zwykle sporo się dzieje

Dzień Dziecka w przedszkolu Młodszego był pełen niespodzianek. Każda grupa miała grę terenową po całym przedszkolu, ze wskazówkami  zadaniami. A na koniec były upominki i balony.
Dzieciaki w szkole dostały link do pracy domowej, który okazał się być zabawnym filmikiem o różnych wydarzeniach z życia klasy. 
Także pierwszy dzień czerwca minął bardzo przyjemnie.

Potem mieliśmy wizytę u ortodonty Starszaka - okazało się, że trzeba zmienić aparat na nowy, bo stary po modyfikacji w żaden sposób nie chciał się trzymać na swoim miejscu.  Na szczęście, po pierwsze zęby A są zdrowe, po drugie efekt noszenia aparatu są spektakularne. Górne dwójki są już niemal na swoim miejscu. 

W tym samym tygodniu wylądowaliśmy też na wizycie u dentysty z Młodszym. Musieliśmy wyrwać pewną bardzo upartą dwójkę. Udało się, Młodszy bardzo dzielnie zniósł wszystkie zabiegi. Zęby też ma zdrowe.

Mieliśmy też być u okulisty, ale..... nie byliśmy. Okazało się bowiem, że przez epidemię zmieniono zasady przyjmowania dzieci i.... wizytę nam odwołano. Dowiedziałam się o tym przez przypadek, kiedy zadzwoniłam do przychodni, żeby potwierdzić wizytę. Pani w rejestracji uparcie twierdziła, że do nas dzwoniono i że generalnie to nie ich problem. Słowem "Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam Pan zrobi". Gdyby nie to, że okulistka jest bardzo dobra i bardzo miła, to bym im podziękowała z miejsca. Ostatecznie termin mamy za dwa tygodnie. Czyli ponad miesiąc w plecy. Przy wadzie wzroku to bardzo dużo.

Weekend spędziliśmy trochę w domu (mąż i dzieci), trochę w pracy (moja sobota pracująca). Ale miło spędziliśmy czas. Była ostatnia Msza dla dzieci przygotowujących się do I Komunii. O tym napiszę w osobnym poście.

Kolejny tydzień był też intensywny, przynajmniej dla mnie. Bo chłopaki pracowali trzy dni, a balowali cztery :))
Za to ja w środę tuż przed Bożym Ciałem miałam jakieś apogeum w pracy. Przyszłam dwie godziny później (odbiór nadgodzin) i wpadłam po uszy w kompletny chaos. Co się działo na pierwszej zmianie nie mam pojęcia. Ja do końca dnia w pracy nie mogłam się uporać ze wszystkimi sprawami. Niektóre odkręcałam jeszcze w piątek rano. Kosmos. 
Poza tym od początku tygodnia ustalałam ostateczne kwestie dotyczące nowego nagrobka na grobie Taty. W środę doszliśmy w końcu do porozumienia, choć jak się później okazało niezupełnie

Piątek i sobota też były bardzo intensywne i w pracy i w domu. Zwłaszcza w pracy się działo bardzo dużo. Do tego w sobotę dwa razy padł nam serwer, co oczywiście skończyło się ogromnym zamieszaniem. Jeśli jeszcze do tego dodać zmiany w grafiku związane z wystąpieniem przez firmę o przyznanie pomocy w ramach tarczy antykryzysowej, to już sajgon murowany. 

I tu pora na najważniejszy "news". W pracy jestem formalnie do końca czerwca .Od pierwszego lipca pracuję jako "house manager". Długo się nad tym zastanawialiśmy, zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń na świecie. Ale po podliczeniu wszystkich za i przeciw wyszło, że to dobra decyzja. I na tę chwilę jedyna możliwa. Więcej o tym napiszę w następnym poście, bo i tak wyszedł mi nieziemski tasiemiec.

Ten tydzień też był bardzo intensywny. 
W poniedziałek wreszcie posprzątałam szafę chłopaków. Zostawiłam typowo letnie rzeczy i pozbyłam się w końcu rzeczy definitywnie za małych lub trwale zaplamionych. Potem oczywiście praca. I znowu sajgon. Powoli wracają typowe poniedziałki.

We wtorek był mój ostatni dzień pracy. Pożegnałam się z ekipą, zaniosłam ciasto truskawkowe, pozbierałam rzeczy i.... od środy jestem wolna. Tzn. wolna od pracy na etacie, bo w domu to nie wiem w co ręce włożyć. Na koniec pracy dostałam śliczne kolczyki - fajna pamiątka.

Środa była dniem tak intensywnym, że wieczorem padłam jak mucha. I fakt, że lało przez połowę dnia wcale mi nie pomógł. 
Byliśmy na zakupach, bo Starszy i ja potrzebowaliśmy letnich butów, a Młodszy i Starszak potrzebowali kąpielówek.  
Potem obiad, trening słuchowy Tomatisa i na zajęcia SI z panem Maćkiem.
Właśnie, przez zawirowania wirusowe zmienił się nam terapeuta SI. Zmienił się dość znienacka, ale odnoszę wrażenie, że to zmiana na lepsze. Przy okazji pan Maciek zapoznał się z diagnozą, zrobiona przez kogoś innego. Może spojrzeć na wszystko z innej strony.
Poza tym od poniedziałku piorę, piorę, piorę i prasuję. 

W czwartek mieliśmy pierwszy ćwiczenia z fizjoterapeutką. Młodszy pracował ładnie, chętnie ćwiczył. Dostaliśmy zestaw ćwiczeń i od wczoraj ćwiczymy. Nawet nieźle nam idzie. 
Poza tym zgodnie z menu urodzinowym musiałam zrobić zakupy. Bo w sobotę mieliśmy zaplanowane urodziny Starszaka dla kolegów.

Piątek był zupełnie odjechany. Starszak o mało nie spóźnił się do szkoły, Młodszy zapomniał o czapce. Ja przez cały dzień ziewałam i ziewałam. Musiałam sobie uciąć drzemkę w ciągu dnia. Młodszego odebrałam tuż przed burzą. 
Wczoraj też zakończyłyśmy z mamą sprawę nagrobka na grobie Taty. Nie wszystko wyszło dokładnie tak, jak chciałyśmy, ale ostatecznie w końcu zaakceptowałyśmy efekt ostateczny. Za dwa, trzy tygodnie pojedziemy z dziećmi i z mamą, i pojedziemy na cmentarz razem. Chłopcy nie byli na grobie Dziadka od Świąt Bożego Narodzenia.   

Na tym kończę tasiemiec. Jutro opiszę co u nas w ten weekend. A dzieje się dużo.

2 komentarze:

  1. Oja, faktycznie tasiemiec jak ta lala u Ciebie :) Fajnie, czytałam na jednym wdechu, jedna wielka gonitwa czerwcowa i Was.

    Aparacik macie wyjmowany czy taki na stale?
    Z okulista, ech, obecna sytuacja naprawdę jest skarbnica takich dziwnych sytuacji.

    Wow, wielki przelom w życiu widzę w sferze zawodowej. I dobrze, jak możecie tak i da Wam to dużo dobrego to warto takie decyzje podejmować.

    Fajnie z tym dniem dziecka w szkole i przedszkolu. U nas przedszkole tez nie zawiodło w "szkole" po prostu nie mieli w tym dniu zadań do "domu".

    No z tymi burzami na Mazowszu niefajnie. Północ jakoś na szczescie omijają, choć niby jest tu żółty alert, ale pogoda letnia i słoneczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z burzami to u nas jest dość zabawnie. Są zawsze po południu :)

      Aparat jest do noszenia tylko w nocy i naprawdę zdziałał cuda.

      O mojej decyzji zawodowej napiszę więcej. Najlepsze, że wcale nie mam przez nią jakoś dużo więcej wolnego czasu :))

      Usuń