poniedziałek, 3 lipca 2017

Kazimierz

W pewną majową sobotę wybraliśmy się na jednodniową wycieczkę do Kazimierza Dolnego. Chłopcy jeszcze nigdy tam nie byli, my byliśmy w zamierzchłych czasach, czyli jakieś dziesięć lat temu ;)). Ponieważ samo miasteczko jest bardzo ładne, ma też zamek, wiedzieliśmy, że chłopakom na pewno się spodoba.

Na miejsce dotarliśmy około 10.30 i dzień rozpoczęliśmy od drugiego śniadania. Pokrzepieni jajecznicą, parówkami i kanapkami wyruszyliśmy na zamek i basztę.
Zamek obejrzeliśmy naprawdę bardzo, bardzo dokładnie. Od piwnic aż po mury obronne. Weszliśmy do każdego lochu, przeszliśmy się po wszystkich schodkach. Obejrzeliśmy go od murów obronnych, skąd podziwialiśmy wspaniały widok na Wisłę, po najgłębszy loch. A przy okazji dyskutowaliśmy o budowie zamku, tajnych wyjściach, studniach itp. Od jakiegoś czasu chłopcy zadają tyle pytań, że do wycieczki trzeba się przygotować. W podziemiach zamku była ciekawa, lokalna historia związku króla Kazimierza Wielkiego i Estery, przedstawiona w formie komiksu.








Potem przyszedł czas na zwiedzanie baszty. Chłopcy dzielnie pokonali wszystkie schody i otworzył się przed nami jeszcze wspanialszy widok na całą okolicę. Wisła, jej drugi brzeg, rozległy widok na cały Kazimierz. Nabraliśmy ochoty na rejs statkiem. Dowiedzieliśmy się też, jak wyglądało życie i praca strażników na baszcie.
Na Górę Trzech Krzyży już nie dotarliśmy. Po długim wchodzeniu i schodzeniu po tylu schodach, nogi chłopców zastrajkowały. Należał się im mały odpoczynek.

Udaliśmy się do przystani, na brzeg Wisły. Na rejs nie musieliśmy długo czekać. Widoki w czasie rejsu wspaniałe. Widzieliśmy zamek w Janowcu i prawdziwy, drewniany wiatrak. Jedynym minusem był bardzo silny wiatr.
A po rejsie.... Po rejsie nabraliśmy apetytu na obiad. Szukaliśmy spokojnego miejsca, więc oddaliliśmy się trochę od Rynku. Obiad jedliśmy w restauracji z kuchnią arabską. Jedzenie pyszne, choć trochę egzotyczne. A miejsce ma u mnie plus za stolik z zabawkami dla dzieci ustawiony w bardzo przyjemnym ogródku. Po obiedzie oczywiście był przepyszny deser.
A potem wreszcie wyszło słońce. Skorzystaliśmy więc i poszliśmy na długi spacer po promenadzie nad rzeką.



Po spacerze był obowiązkowy zakup koguta z ciasta. I jeszcze podwieczorek na promenadzie. Około 18.00 ruszyliśmy w stronę domu. Po kilku kilometrach tylna kanapa smacznie spała. A my, my podziwialiśmy wiosenny, płaski i zielony krajobraz. Bardzo przyjemna przejażdżka.


2 komentarze:

  1. A miałam własnie pytac, czy kogut obowiązkowo był ;)
    hahaha i jest :D

    Super spędzona sobota. Czasem tak nie wiele trzeba, aby było tak wspaniale, prawda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kogut musiał być. Został zjedzony w niedzielę po wycieczce.

      Usuń