sobota, 10 listopada 2012

Fajny dzień

Jak ja lubię takie dni! Wstaliśmy tradycyjnie - o 6.00 rano nasz budzik wparował do łoża. Po krótkim przytulanku ruszyłam zrobić Bączuchowi mleko, a reszcie śniadanie. A po śniadaniu zamarzył mi się skok pod kołdrę. Oczywiście po 5 min. spokoju tata dostał polecenie wypłoszenia mamy "gilgotaniem", a synek dzielnie mu pomagał. A po kitłaszonku jakoś wszystkie zaplanowane rzeczy udało się zrobić. Były i zakupy, i porządki (mamy w domu zapalonego fana mopa), i obiadek udało się zrobić pyszny. Wyszaleliśmy się na podwórku łapiąc słoneczne promienie. Graliśmy w piłkę i ujeżdżaliśmy traktor (koniecznie z przyczepą). A. jeszcze nie dosięga nóżkami do pedałów, więc trzeba go pchać, a przyczepa trochę przeszkadza. Niestety jest niezbędna, bo w czasie jazdy "będziemy zbielać tlawę dla klowy"????? Nie wiedziałam, że mamy krowę :)). Podwórkowe szaleństwo miało dużą zaletę. Młody dość sprawnie padł na drzemkę. A ja zaraz po nim. Na szczęście, miałam swoją godzinkę snu. Od kilku tygodni brzuszek daje mi się we znaki. W nocy mam kilka pobudek, więc drzemka w dzień jest niezbędna. Po obiedzie wchłoniętym przez A. w dobrym tempie propozycja spaceru została przyjęta z entuzjazmem. Skończyło się na ponownym ujeżdżaniu traktora w czym dzielnie pomagał Młodemu tata. A potem do kąpieli spędziliśmy bardzo przyjemnie czas. Nawet tata miał szansę na drzemkę. Udało mi się dziś zrobić wszystko, co zamierzałam. Bez spinania, nerwów, z pełnym skupieniem na właśnie wykonywanej czynności. Zabawy z synkiem dostarczyły jak zwykle mnóstwa przyjemności. I jakimś cudem nie zabrakło mi ani cierpliwości, ani pomysłów. Jak ja lubię takie dni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz