Kwiecień upłynął jakoś tak niezauważalnie.
Wielkanoc spędziliśmy u Dziadków Grabowskich, przepracowałam dwie soboty, załatwiałam coś tam dla Mamy.
I dopinałam szczegóły i szczególiki do dwóch dużych uroczystości majowych
A od połowy maja zaczął się u nas istny bieg przez płotki.
Maj to I komunia Młodszego. To próby, ostatnie przygotowania do uroczystości, dopinanie wszystkich drobiazgów (obiadu, strojów, tortu, transportu, zdjęć)..... Masa rzeczy do zapamiętania, załatwienia, dogrania itp.
Sama uroczystość przebiegła bez zakłóceń, zdjęcia z rodziną się udały, obiad przebiegł w miłej, odświętnej atmosferze.
Maj to I komunia mojej Chrześnicy. Na szczęście u niej uroczystość była w niedzielę. Więc po imprezie u nas, następnego dnia wskoczyliśmy w samochód i pojechaliśmy na kolejną imprezę.
Uroczystość piękna, obiady bardzo udany, spotkanie z szeroko pojętą rodzina całkiem, całkiem...
Kolejny weekend to pracująca sobota i niedziela spędzona na pikniku dla Bezdomniaków Żabiowolskich (od nich mamy naszego Lucka).
Więc z jednej strony masa pracy w pracy, z drugiej strony bardzo przyjemna niedziela.
I zaczął się czerwiec
A jak czerwiec to....
Wycieczka Młodszego i paitball laserowy Starszego z okazji Dnia Dziecka
Impreza w weekend oczywiście!! Tym razem wesele w rodzinie Męża, więc wyjazdowe. A zatem znowu: logistyka, bo co z dziećmi, przecież na wesele ich nie weźmiemy, prezent, stroje, samochód ogarnąć, nie wypada brudnym jechać.....
Sam ślub i wesele bardzo nam się podobały. Ładny kościół, Państwo Młodzi wyglądali pięknie, na weselu bawiliśmy się znakomicie. Jedyny ból to odległość od domu.
"Teścik trzecioklasisty" - Młodszy podszedł do niego bardzo poważnie i był bardzo dumny ze swojego wyniku. Powiedział mi też, że na coś się przydało ćwiczenie pisania z pamięci. Myślałam, że się przewrócę z wrażenia, bo pamiętam ile nas kosztowało przekonanie do tych ćwiczeń Młodszego.
Urodziny kolegi Młodszego, bawił się wspaniale, przyjechał padnięty jak mucha. Wcześniej sam zadbał o prezent.
Wypad z kotem do weterynarza, bo odrobaczanie. Przy okazji okazało się, że nasz kot ma jakiś stan zapalny krtani, a to oznacza badanie, zastrzyk i kolejną wizytę. Biedny Lucek znów udawał, że go nie ma. Najchętniej nie wyłaziłby z transportera i zakopał głęboko w kocyk.
Na szczęście kotowaty ładnie łyka każdą tabletkę, dobrze schowaną w mokrej karmie, więc choć w domu leczenie przebiegało w miarę bezstresowo.
Kolejny weekend pracujący, choć z przerwą na Boże Ciało.
Sobota w pracy, potem telefony i rozmowy z fochującą ostatnio moją Mamą.
Zakupy kosmetyczne i ostatnie pranie...
Niedziela to spokój i wycieczka rowerowa. I jeszcze pakowanie na zieloną szkołę Starszego i przygotowania do różnych atrakcji końcowych u Młodszego.
Kolejny weekend wolny w pracy ale.... obfity w inne ważne wydarzenia: wizyta chłopaków u mojej Mamy, nasza rocznica ślubu i urodziny Starszaka dla kolegów.
Więc zakupy na imprezę dla Starszaka, pranie po zielonej szkole, transport do Babci (bo wodę trzeba zawieźć), sprzątanie chaty. A potem bardzo przyjemny wieczór z Mężem.
Niedziela to impreza chłopaków. Ja poza obiadem i zaplanowanie następnego tygodnia nie robiłam nic.
Ostatni tydzień to.....
Wizyty u lekarza, bo Starszy na urodzinach zaliczył stłuczkę z kolegą z jednej strony i ze ścianą z drugiej. Trzy dni bolały go oba boki i plecy, trzeba było sprawdzić czy wszystko OK.
Piknik u Młodszego, udał się Młodszy miło go wspomina.
Świętowanie rodzinne urodzin Starszego z lodami, goframi i innymi przyjemnościami.
I w piątek wreszcie dobrnęliśmy do zakończenia roku szkolnego.
Taktycznie wzięłam wolny dzień. I dobrze, bo działo się naprawdę dużo.
Najpierw uroczyste zakończenie roku u Młodszego. Młodszy zakończył trzecią klasę. Za nim pierwszy etap szkoły podstawowej. Przed nim nowe przedmioty, nowi nauczyciele, pewnie nowe wyzwania. Bardzo dużo zmian.
Było pożegnanie z Wychowawczynią, z salą w której spędzili mnóstwo czasu, z kolegami, choć niektórych pewnie spotkamy w wakacje.
Była też duma ze świadectwa i radość z fajnej książki na pamiątkę.
Potem zakręciłam się chwilę po domu i poszliśmy ratować przed deszczem Starszego i jego świadectwo.
Potem obiad, deser, odrobina lenistwa i ..... pakowanie na obóz.
Dziś rano wyściskany, wyprzytulany i pożegnany należycie Starszy pojechał na obóz.
Młodszy od poniedziałku zaczyna zajęcia Lato w mieście.
Oczywiście do tych wszystkich wydarzeń trzeba dodać moją pracę na zmiany, pracę Męża (dobrze, że zdalna), liczne choć nie zawsze planowane wizyty lekarskie, milion maili do przeczytania, wiadomości w Librusie do ogarnięcia, SMS-ów i telefonów, zwyczajne ogarnianie domu (bo i jeść trzeba i sprzątanie by się przydało, o praniu i prasowaniu nie mówiąc) i masę innych spraw niedużych ale konieczych.
Generalnie druga połowa maja i czerwiec są u nas obfite w wydarzenia, ale w tym roku było tego tak dużo, że naprawdę się cieszę na myśl o wakacjach.
Pewnie, że większość rzeczy nadal trzeba będzie ogarniać, ale przynajmniej nie będzie lekcji do odrabiania, zeszytów i innych różności do kupienia, zajęć dodatkowych, terapeutycznych i innych....
Trochę luzu przyda się nam wszystkim.
Zatem wakacje czas zacząć!!!!
Widze, ze próbujesz wszystko podsumować z ostatnich miesiećy. Jeju, ja mam przerwe od stycznia, a że nie mam takiego daru, aby tak super skrótem pisać, to post powstał obszerny, a i tak wszystkiego nie spisałam :D
OdpowiedzUsuńU nas też pożegnanie z trzecią klasą i nowy etap po wakacjach, alez ten czas leci.
Oj leci szybko, bardzo szybko
Usuń