czwartek, 20 października 2016

D jak ........ dom wariatów czyli.....

Ten tydzień przejdzie do historii. Zawsze twierdziłam, że jak coś się sypie, to po całości.

W poniedziałek stwierdziliśmy z mężem, że trzeba jednak pokazać T u lekarza, bo zatkany nos w nocy bardzo mu przeszkadzał. Pani doktor uznała, że 4 tygodnie bez poprawy to trochę za długo i ..... zaordynowała T antybiotyk. Generalnie nie jestem fanką podawania antybiotyku na każdą przypadłość, ale perspektywa katarowania do wiosny i zaatakowanych katarem uszu i spojówek mnie nie pociąga. Tak więc od poniedziałku Młodszy wcina Amotaks. Powstał pewien problem logistyczny, bo Starszy miał jeszcze trening słuchowy i jakoś musiał wrócić do szkoły. Ale ogarnęłam. Do wczoraj.

Najpierw przy robieniu zakupów przez internet strona zwariowała i kilka rzeczy zamówiło się dwa razy. Nic to, przecież wodę wypijemy, a papier toaletowy czy tabletki do zmywarki się nie psują. Jakimś cudem dotarliśmy na trening słuchowy o czasie, zaparkowałam samochód (choć szczerze nie cierpię parkowania na kopertę). Do szkoły dotarliśmy na 11.00. Odnaleźliśmy klasę 0b. I wydawało mi się, że tylko zatankuję samochód i będzie z górki.
Nic bardziej mylnego. Zatankowałam, dotarliśmy do domu. Pierwszą rzeczą która pokazała rogi był nebulizator. Jakoś go w końcu opanowałam i inhalacja się odbyła. Potem okazało się, że z Młodszym będzie Dziadek, który przybył ciut później niż zwykle. Ale jeszcze nie było tragedii.
Potem było tylko ciekawiej. O 17.30 zadzwonił do mnie Mąż, że nie zdąży odebrać A ze szkoły do 18.00. Więc zadzwoniłam do Dziadka, żeby pojechał z Młodszym po A. Dziadek stwierdził, że się postara, ale z Młodszym trudno zrobić coś szybko, a samego w domu go przecież nie zostawi. Przez kolejne 30 min. to Mąż, to Dziadek meldowali przez telefon, że..... chyba nie zdążą. W końcu jakoś się udało. W międzyczasie zadzwonił kurier ze sklepu, że chciałby przyjechać wcześniej.
Dotarłam do domu razem z zakupami internetowymi. Udało się załatwić sprawę i zaczęłam szukać plecaka Starszego, żeby umyć śniadaniówkę. I............... okazało się, że kolega z 0a się pomylił i zabrał plecak A do domu jako swój. Po kilku telefonach ustaliłam z mamą kolegi, że zostawi nam dziś plecak na świetlicy. Poza tym A tradycyjnie zgubił sweter w szkole. Nie pytajcie mnie jak można zgubić sweter!!!!!
A dziś, gdy spokojnie wracałam do domu autobusem, jakaś oryginalnie ubrana pani wysiadając na przystanku rzuciła do mnie: "Pani jest z wywiadu, tak? To niech pani powie temu panu, który mnie zaczepiał, że ja sobie tego nie życzę i że jemu życzę wszystkiego najgorszego." Wmurowało mnie....

O tym, że Młodszy podzielił się ze mną katarem, pisać nie warto. Po takich przygodach katar wygląda bardzo nudno i prozaicznie. 

4 komentarze:

  1. Pracujesz dla CIA? :D

    Patrz jaki zbieg okolicznosci. Bi wczoraj wrocila do domu bez kamizelki i bidonu z woda... Kamizelki nawet nie szukalam, bo zazwyczaj Starsza wklada go do plecaka, wiec brak zauwazylam dopiero w domu. Brak bidonu zauwazylam, ale Bi rezolutnie oswiadczyla, ze jej go nie dalam. Pomyslalam, ze to dziwne, ale moze faktycznie zapomnialam. Akurat! Przeszukalam caly dom i nie ma. Albo wiec gdzies w szkole jej sie wyslizgnal z kieszonki, albo jakies dziecko jej go swisnelo (to taki porzadny bidon ze stali nierdzewnej z postaciami z Krainy Lodu). :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może powinnam się przedstawiać: My name is Bond, James Bond ��.

      I sweter, i plecak wróciły do właściciela.
      Trochę szkoda bidonu w Krainę Lodu, a kamizelka się znalazła?

      Usuń
  2. Pani jest z wywiadu? Hahahahaha, padłam :D Chciałabym zobaczyć Twoją minę wtedy :)

    Tak, zgubić sweter... moje dzieci gubią rzeczy niosąc z pokoju do pokoju, to co tam sweter w tak wielkiej szkole ;)

    Matrix, istny matrix u Was :)
    Zdrówka, nie daj się katarowi..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Minę pewnie miałam bezcenną😃.

      Matrix powoli staje ogarnia.
      A sweter podpisany inicjałami zazwyczaj ląduje w szafce Andrzejka w klasie.

      Usuń