wtorek, 24 czerwca 2014

Urodziny

W sobotę mój starszy synek skończył 4 lata. Impreza urodzinowa odbyła się w niedzielę i była niesamowita. W naszym nowym mieszkaniu zmieściło się 20 osób, dużych i małych. Byli ulubieni wujkowie A, byli kompani do zabawy, bardzo trafione prezenty i wspaniały tort od Babci Eli. Tort - niespodzianka, ze zdjęciem ulubionych bohaterów z filmu "Auta".
Trochę się obawiałam jak sobie poradzę z przygotowaniami i jak my się pomieścimy. Z przygotowaniem jedzenia nie było problemu - wszystko smakowało, a ja przy okazji odkryłam  w sobie talent do pieczenia ciast i robienia deserów. W kwestii talerzy, szklanek itp. pomogli moi Rodzice, bo my ciągle nie dotarliśmy do IKEI w celu uzupełnienia niezbędnych artykułów gospodarstwa domowego :)). A pomieściliśmy się całkiem swobodnie, i dzieciaki miały miejsce do zabaw, i dorośli miejsce do pogadania. 
A ja czułam się w naszym mieszkaniu naprawdę u siebie. I nie przeszkadzało mi to, że wielu rzeczy nam jeszcze brakuje w domu. Ani nie obchodziło mnie to, czy gościom się u nas spodoba czy nie. No właśnie - U NAS!!! W poprzednim domu nigdy nie poczułam się naprawdę u siebie, tak jakbym mieszkała na stancji. Ciągle, w tyle głowy, była myśl, że to dom moich dziadków i że wszyscy goście oceniają nas: czy dostatecznie dbamy o dom, jakie wprowadzamy tam zmiany, po co itp. A tu jest nasz dom, wymyślony, wyremontowany i urządzany przez nas i dla nas. Fajnie, jeśli nasze pomysły się komuś podobają. A jeśli nie - to trudno, w końcu "o gustach i kolorach się nie dyskutuje". To nasz dom, przystosowany do naszych potrzeb, naszych gustów, trybu życia. 

Miałam napisać o problemach zdrowotny naszych chłopaków. Starszak wreszcie się wykaraskał z kataru. Po wielu dniach smarkania, zatkanego nosa, obrzęku uszu, zaropiałych oczu i innych uciążliwości jest lepiej. Ale nadal słychać, że nos nie jest w pełni drożny. I nadal mam wrażenie, że czasem A nie słyszy dokładnie. Dlatego w poniedziałek wybieramy się do Kajetan. Udało nam się, oczywiście prywatnie, zdobyć termin w ciągu 1 miesiąca. To zakrawa na cud. Po olewaniu przez kilku lekarzy permanentnego kaszlu Starszaka, po stwierdzeniu, że dziecko z zaropiałymi znowu oczami, choć przed dwoma dniami skończyło brać krople do oczu z antybiotykiem, dziecko, które ewidentnie niedosłyszy, jest wg pani pediatry zupełnie zdrowe i jak najbardziej może chodzić do przedszkola, wreszcie widzę światełko w tunelu. Bo był już taki dzień, że miałam ochotę uciec na koniec świata. Czułam się jakbym walczyła na ringu i miałam dość boksowania się z debilnym systemem, niekompetentnymi ludźmi, miałam dość poczucia bezsilności. W końcu chodzi o zdrowie mojego synka, mojego dziecka!!! Ale jest światełko w tunelu.
Młodszy powoli wyłazi z ogromnego kataru. Właśnie wychodzą mu czwórki, a to oznacza glut, glut i jeszcze raz glut!!! I chyba będzie kolejny glut, bo na urodzinach starszego brata, moja 9-miesięczna chrześnica miała katar. Ciekawe czy nastąpiła wymiana zarazków :))? Na razie z powodu powrotu koszmarnego kaszlu wróciliśmy do Aeriusa i Ventolinu, co poskutkowało ogromną poprawą. Trzy dni wystarczyły, żeby kaszel znacząco osłabł. Oczy też wracają do normy, tylko ten katar. Ale jakoś to będzie. 
Po doświadczeniach z leczeniem naszych synów chylę głowę przed Rodzicami dzieci naprawdę ciężko chorych. Żeby w naszym kraju uzyskać fachową, podkreślam fachową, pomoc lekarską trzeba mieć masę szczęścia, sporą wiedzę (nie tylko medyczną), być gruboskórnym, mieć tupet jak taran i przeć do przodu jak czołg. Inaczej zamiast wyzdrowieć, można zdrowie stracić. Przykład - A na początku czerwca zaropiały oczy. Pediatra odesłała nas do okulisty - a tam pierwszy wolny termin .... sierpień. Na moje pytanie, gdzie mam się wobec tego udać, bo na dyżur okulistyczny nie mam co liczyć, otrzymałam odpowiedź, że mogę przyjść i poprosić lekarza, to może, MOŻE, zgodzi się nas przyjąć. Na szczęście zwolnił się termin w Luxmedzie i następnego dnia zaczęliśmy nowy antybiotyk w kroplach, lepiej trafiony, bo wreszcie zadziałał. A tak pozostałoby mi szukanie okulisty dziecięcego prywatnie. OK w Warszawie pewnie znalazłabym szybko i, przede wszystkim, stać mnie na prywatna wizytę. A co ma powiedzieć rodzic z małej miejscowości i utrzymujący rodzinę z jednej, skromnej pensji. Szkoda gadać. I tylko szlag mnie trafia, jak słyszę później od lekarza, że pani nie przyszła w porę, zaniedbała itp.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz