czwartek, 27 czerwca 2019

Zmiany.... i pierwszy powiew wakacji

Jak w tytule, u nas same zmiany. Nie odzywałam się bardzo długo. W następnym poście trochę więcej będzie o wydarzeniach maja i czerwca. Dziś o zmianach i króciutkiej wyprawie na początek wakacji.

Najpierw o zmianach.
              A zakończył naukę w klasie drugiej. Z okazji końca roku dla klas 1-3 tradycyjnie trzecie klasy przygotowały przedstawienie. Było kolorowo, muzycznie i .... trochę wzruszająco. Już za rok  na ich miejscu będę oglądać klasę Starszego. Ależ ten czas leci...... Starszy na zakończenie roku elegancki, w białej koszuli. Świadectwo odebrane, szkolni koledzy pożegnani do września, wakacje.... 
               Od września A z trzecią klasą będzie uczył się w głównym budynku szkoły. Będzie okazja do testowania większej samodzielności. Pewnie wiosną rozpocznie samodzielne wędrówki z domu do szkoły lub ze szkoły do domu. Na razie czeka na pierwszy obóz. To też większa samodzielność.

                T  zakończył przygodę z przedszkolem. Było przedstawienie na zakończenie przedszkola, połączone z dniem Mamy i Taty. Jak zwykle ciocie wymyśliły i przygotowały z dzieciakami świetny spektakl. I widać było ,że to już duże dzieciaki. Na pamiątkę dostaliśmy album ze zdjęciami od Morelek po Arbuzy. Teraz wakacje, dyżur przedszkolny, a od września zerówka. Takie pomiędzy przedszkolem a szkołą. Więcej pracy, mniej zabawy swobodnej. Ciekawam, co na to Młodszy....

            A ja... Ja przez półtora miesiąca prowadziłam aptekę, organizowałam pracę w chaosie, załatwiałam pomoc gdy brakowało personelu, obsługiwałam pacjentów w drastycznie okrojonym składzie, odpowiadałam na ważne i mniej ważne maile, załatwiałam sprawy biurowe jak wykwalifikowana sekretarka, dyrygowałam zespołem złożonym często ze zbieraniny dyżurantów. I w mojej subiektywnej ocenie poradziłam sobie bardzo dobrze.
         Ale wszystko ma swoją cenę. Za ten ogrom pracy w pracy zapłaciłam chronicznym zmęczeniem, bólem głowy i żołądka. Zapominaniem o sprawach bardzo ważnych z życia domowego. I doszłam do wniosku, że pora na zmiany. Od  tego  poniedziałku jestem na  urlopie, a od następnego wolność albo nowe miejsce, ale znacznie spokojniejsze. Zobaczymy...
                 Właściwie powinnam się martwić, stresować szukaniem pracy, a ja czuję absolutny spokój. I pewność, że wszystko ułoży się dokładnie tak, jak trzeba.

Tyle o zmianach.
Teraz pora na pierwszy wyjazd z okazji wakacji.
              W piątek po Bożym Ciele około 17.00 wyruszyliśmy na Mazury, do Ogonków. Po czterech godzinach jazdy ( w rytm Chatki Puchatka z audiobooka) dotarliśmy do kwatery, ułożyliśmy plan dnia na sobotę i padliśmy jak muchy.
     
        W sobotę po śniadaniu wyruszyliśmy do Mamerek, czyli Mauerwald - kwatery wojsk niemieckich związanej z najazdem na ZSRR w czasie drugiej wojny światowej. Droga, którą wybraliśmy, była wąska, obsadzona drzewami, wiła się wśród pól, zahaczała o brzeg jeziora lub zagłębiała się w las. Wrażenie niesamowite, zupełnie jakbyśmy się znaleźli w "Drużynie Pierścienia". Tylko zwinąć asfalt i usunąć znaki drogowe. 
https://www.mamerki.com/
              Mamerki to kilka schronów przeciwlotniczych, muzeum z niespodzianką i wieżą widokową. Schrony były niesamowite, świetnie zaplanowane, dobrze zamaskowane. Robiły wrażenie. Przewodnik sporo nam o nich opowiadał. Potem muzeum i niespodzianka - makieta u-boota. Bardzo realistyczna makieta, nawet ping sonaru był.
              Wieża widokowa też została zdobyta. Wspaniały widok i dość niesamowite wrażenia. Wieża jest ażurową, metalową konstrukcją i kołysała się w podmuchach wiatru.
        Po zwiedzaniu postanowiliśmy zjeść obiad, deser i popłynąć na rejs. Obiad okazał się smakowity. Poza tym dopisało nam szczęście. Gdy weszliśmy do tawerny było kilka wolnych stolików. Wybraliśmy stolik z widokiem na jezioro, zamówiliśmy obiad i zabrałam chłopaków na spacer, bo roznosiła ich energia. Gdy wróciliśmy, akurat na zupę, nie było ani jednego wolnego stolika. Więc.... mieliśmy szczęście.
           Po obiedzie popłynęliśmy na rejs, takim małym statkiem, po łabędzim szlaku. Płynęliśmy mniej więcej 1,5 h, po jeziorach i kanałach. Było fantastycznie, trochę wiatru, słońce ale bez upału. Przyjemnie... Po rejsie obowiązkowe lody, mrożona kawa i...... wcale nie lenistwo tylko mecz w piłkę nożną i w siatkówkę. Tradycyjnie zakończony stłuczeniem palca.... przeze mnie :)) A potem kolacja, kąpiel i wielkie chrapanie.

               Niedzielę rozpoczęliśmy śniadaniem i pakowaniem. Potem wybraliśmy się do Węgorzewa, byliśmy na mszy św. w uroczym kościele. A potem, potem pojechaliśmy obejrzeć Kanał Mazurski, taką niedokończoną z różnych względów inwestycję.
https://wegorzewo.pl/atrakcje/atrakcja/726/kanal_mazurski Mimo, że niedokończona, śluza robi wrażenie. Tym większe, że została wybudowana na początku XX wieku. Inne technologie, inne maszyny. I wcale nie wyglądała na zbytnio zniszczoną upływem czasu.
                Po spacerze i zwiedzaniu obiad w miejscu, które zareklamuję z nazwy. To "Góra Wiatrów" w Trygorcie. Bardzo nam przypadła do gustu za ogromne podwórko, z zabawkami dla dzieci. Chłopcy bawili się i nie wisieli na nas. Jedyny minus to trochę długi czas oczekiwania na obsługę. Jedzenie za to bardzo smaczne, warte swojej ceny.
               Ponieważ nieuchronnie zbliżała się pora powrotu do Warszawy, (mąż musiał być w pracy od poniedziałku) na koniec wyjazdu zostawiliśmy sobie plażowanie (wszyscy) i kąpiel w jeziorze (chłopaki, brrrrr). Woda zdecydowanie nie dla mnie, ale oni kapali się, chlapali i budowali coś przez dobrą godzinę. Jakimś cudem nie przypłacili tego katarem. A potem na kolację gofry i...... powrót do domu. Znów przy Chatce Puchatka, czytanej przez p. Janusza Gajosa. Polecam, książka urocza, interpretacja doskonała.

              Od poniedziałku jesteśmy w domu, w różnych konfiguracjach. Ogarniamy różne sprawy, mniej lub bardziej niecierpiące zwłoki. Ale to materiał na kolejny post. I tak wyszedł mi tasiemiec :))
               

2 komentarze:

  1. Wasz pierwszy wyjazd wydaje sie intensywny, ale bardzo przyjemny! :)
    Podziwiam Twoj spokoj w obliczu poszukiwan pracy. Pamietam, ze kiedy dwa lata temu zostalam do tego zmuszona, odczuwalam tylko panike nie do opanowania. ;)
    To dla Mlodszego od wrzesnia co? Pierwsza klasa czy szkolna zerowka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młodszy od września do zerówki - takie przejście pomiędzy szkołą a przedszkolem.
      Nie stresowałam się, ale mam teki zawód, że teraz jest więcej pracy niż chętnych do pracy :))

      Usuń