środa, 4 lipca 2018

Weekend w Krakowie

Tak wiem, że mam okropne zaległości.
Nadrabianie czas zacząć.
Dziś nasz krakowski weekend.

Pomysł na wycieczkę do Krakowa pojawił się w okolicach Świąt Wielkanocnych. Miasto ma kilka ciekawych i pięknych miejsc. I można się do niego wybrać pociągiem!!! Same zalety :))

Zarezerwowaliśmy nocleg (tu przyznaję duży plus aplikacji Booking.com), kupiliśmy bilety na pociąg i zaczęliśmy układać listę rzeczy wartych zobaczenia z dwoma niecierpliwymi delikwentami. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na zwiedzanie Wawelu z przewodnikiem, obejrzenie wystawy pod Rynkiem Głównym i Bazyliki Mariackiej. Reszta czasu miała być spędzona dowolnie.

Wyjechaliśmy w piątek 11.05. Prosto z pracy rowerem do szkoły po Andrzeja, potem rowerem do przedszkola po Tadzia i rowerem z powrotem do domu. Szybki podwieczorek, rozdzielenie bagaży i na dworzec. Po drodze w metrze wyhaczyliśmy męża. Na peronie byliśmy niemal równo z godziną odjazdu, ale (na szczęście dla nas) pociąg miał opóźnienie. Chłopcy nacieszyli się faktem podróży pociągiem i po tak intensywnym popołudniu padli jak muchy, my zresztą też. Na miejsce dojechaliśmy około północy, odebraliśmy klucze od mieszkania, szybki prysznic i do łóżka. Następnego dnia czekały przecież nie lada atrakcje!

Sobotę rozpoczęliśmy tradycyjnie śniadaniem mistrzów czyli..... miską ciemnych płatków z mlekiem. Pokrzepieni wyruszyliśmy na Wawel, spacerkiem, przy okazji oglądając miasto. Bardzo lubię taką powolną wędrówkę, z przystankami, opowieściami o mijanych miejscach. Dotarliśmy na czas, zjedliśmy małe co nieco, znaleźliśmy naszego przewodnika i..... zaczęła się przygoda.

Zdecydowaliśmy się na wycieczkę z przewodnikiem po jednej wystawie - skarbcu i zbrojowni. Wycieczka trwała około dwóch godzin. Dowiedzieliśmy się mnóstwa ciekawych rzeczy. Np. gdzie są polskie insygnia królewskie. Jak wygląda zbroja rycerska do walki, a jak turniejowa. Czym różni się oszczep do polowania od oszczepu do walki? Po co kusza ma taką dziwną rączkę? Obejrzeliśmy najróżniejsze naczynia używane podczas uczt, dowiedzieliśmy się o zwyczajach, jakie panowały na dworze królewskim. Andrzej utrzymał duże zainteresowanie do końca, Tadzik pod koniec już trochę się nudził. Dwie godziny okazały się na razie w porządku.

Pożegnaliśmy naszą przewodniczkę i po krótkiej przerwie na lancz wyruszyliśmy do Katedry Wawelskiej. Obejrzeliśmy wnętrze, trochę podsłuchując innych przewodników. Potem obowiązkowo wdrapaliśmy się na wieżę - do dzwonu Zygmunta. Przy okazji mieliśmy możliwość zobaczyć jak wygląda umocowanie dzwonu, żeby nie spadł, ale mógł  dzwonić.
Potem wycieczka po historii naszych królów i innych ważnych Polaków czyli zwiedzanie Krypt.
I oczywiście punkt obowiązkowy, czyli Smocza Jama. W końcu Wawel bez smoka się nie liczy :))

Po wyczerpującym przedpołudniu nadeszła pora na obiad. Za nic nie mogę sobie przypomnieć nazwy miejsca w którym jedliśmy, ale było smacznie i szybko. Po obiedzie lody i lenistwo na Plantach. Było nam błogo i leniwie.

Ostatnim punktem sobotniej szwędaczki po Krakowie była wystawa pod Sukiennicami i Rynkiem Głównym.
Całej nie obejrzeliśmy, zmogło nas zmęczenie, ale co nieco zapamiętaliśmy. Np., pierwsza osada, drewniana, powstała w tym miejscu na długo zanim założono miasto Kraków na prawach magdeburskich. Osadę założono wokół dwóch murowanych kościołów. Spłonęła po którymś najeździe, prawdopodobnie Tatarów.

Sobotę zakończyliśmy kolacją w naszej kwaterze. Potem kąpiel i spanko.

Niedzielę spędziliśmy trochę luźniej. Jak porządni turyści w Krakowie poszliśmy posłuchać hejnału i podejrzeć hejnalistę :)) Wcześniej byliśmy na Mszy świętej w Bazylice Mariackiej.  Nadal ogromne wrażenie robią na mnie przepięknie pomalowane ściany i sklepienie. Gotyk wcale nie musi być szaroceglasty. Ta świątynia jest tego żywym przykładem.
 Po krótkim odpoczynku wybraliśmy się na objazdówkę melexem po Starówce i Kazimierzu.







Wycieczka objazdowa zachęciła nas do zaplanowania kolejnego wypadu, tym razem na krakowski Kazimierz.
Przed powrotem do domu zjedliśmy jeszcze obiad w uroczej pizzerii. Właściciel podszedł z humorem do fochów chłopaków (byli bardzo głodni i zmęczeni). Dzięki temu pobyt w Krakowie zakończyliśmy ostatecznie smakowicie i na wesoło.
Potem, w pociągu panowie nudzili się taaaaak bardzo, że szczerze brakowało ich tylko na półkach bagażowych i na suficie. Ale jakoś przetrwaliśmy i to.

Jakie wrażenia po????
1. Zwiedzanie z przewodnikiem w naszym przypadku to strzał w dziesiątkę. Może być intensywnie, ale dość krótko.
2. Czas wolny jest obowiązkowy. Po wyhasaniu na Plantach czy na Wzgórzu Wawelskim zwiedzanie było możliwe, Chłopcy zainteresowani, uwaga skupiona.
3. Dobre jedzenie to podstawa. Jak mawiał mój dziadek "Kiedy w brzuchu pusto, to w głowie groch z kapustą."
4. Czasem trzeba coś odpuścić, pójść na żywioł. W końcu wyjazd ma być przyjemnością a nie obowiązkiem.

2 komentarze:

  1. Powodzenia w nadrabianiu zaległości, ja się wciąż bujam z moimi :)
    Uwielbiam wycieczki- wszelakie. U mnie też wisi post wyjazdowy na blogu.
    Kraków bardzo lubimy, ale zawsze tam wpadamy jak po ogień. Może kiedyś będzie więcej czasu, żeby go na spokojnie schodzić, a nie tylko "zaliczać".
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny wypad mieliscie! Mam nadzieje, ze kiedys, bedac z wizyta w Zakopanem, zabiore Potworki rowniez do Krakowa! :)

    OdpowiedzUsuń