piątek, 1 kwietnia 2016

Łatwo nie jest

Za nami pierwszy tydzień treningu słuchowego metoda Tomatisa. I lekko nie jest...

Starszak pobudzony przez bodźce dźwiękowe cierpliwość i równowagę emocjonalną traci szybciej jeszcze niż dotąd. Wrzeszczy zdecydowanie głośniej, chęć na rękoczyny opanowuje z trudem. Do tego zamiast w przedszkolu czas po treningu spędza u Babci, więc bajki telewizyjne z pewnością są i to raczej bez wielkiej kontroli, co właściwie ogląda. W nadchodzącym tygodniu trochę to zmienimy. U Babci spędzi wtorek i czwartek. W pozostałe dni będzie w przedszkolu. Zobaczymy jak będzie sobie tam dawał radę.

Młodszy ma okres stawania okoniem i testowania rodzicielskiego autorytetu. Cierpliwość moja jest już na wyczerpaniu. Pocieszam się, że w końcu trochę "wyspokojnieje", ale na razie jest bardzo, bardzo trudny do opanowania. Do tego stale wprowadza rękoczyny, jako ostateczny argument w sporach ze Starszym. Efekt łatwy do przewidzenia: wrzask do potęgi n-tej. Poważnie myślę nad kupnem stoperów do uszu i zapasu melisy do zaparzania. Katar i kaszel opanowaliśmy wreszcie za pomocą standardowej kombinacji wziewów. Efekt pojawił się po dwóch dniach stosowania. Więc sprawcą kataru jest alergia na..... nie wiadomo co. Testów nie zdążyliśmy zrobić, a teraz trzeba odczekać dwa tygodnie bez leków.  

Ja po czterech dniach jeżdżenia po Ursynowie i Ochocie to samochodem, to komunikacją miejską marzę tylko o stacjonarnym weekendzie. Pomarzyć mogę sobie bez przeszkód, niestety tylko pomarzyć. Jutro kolejny trening uwagi słuchowej Starszaka, wizyta laryngologiczna Młodszego, a w niedzielę trzeba będzie wyruszyć gdzieś, gdzie moje dwa wulkany wypuszczą trochę energii. 

Dobre wieści też są. 
Samochód, przytarty przeze mnie przed Wielkanocą, wrócił z warsztatu i od dziś przestał być służbowy. Jest już oficjalnie nasz. Trzeba go tylko przerejestrować, ubezpieczyć i cieszyć się z posiadania używanego, ale nie zajeżdżonego samochodu z pewnego źródła.
Poza tym zaopatrzyłam wreszcie chłopców w nowe, wiosenne buty. Wymagało to ode mnie nie lada cierpliwości i zakończyło się wrzaskami chłopaków na mnie i siebie nawzajem, a potem rykiem Młodszego, ubezwłasnowolnionego (czyli prowadzonego za rączkę przez mamę) po tym jak sam wpakował się na przejście dla pieszych. Chodzenie za rączkę to najgorsza kara, jaka może się mu przytrafić. Do tego w sklepie nasłuchaliśmy się płaczu i wrzasków innych dzieci, więc wróciłam do domu z głową jak dynia. 

Ale nic to. Wrzaskuny śpią, a ja mam czas na spokojny wieczór. W towarzystwie męża i..... wina.


7 komentarzy:

  1. czasem wino to najlepsze lekarstwo bez recepty :)
    mam nadzieję ze wieczór mija Wam przyjemnie:)
    Trzymaj się... nikt nie obiecywał, że będzie lekko...
    :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak wino i wieczór = relaks. Spało mi się po nim świetnie 😊. A najzabawniejsze jest to, że okres wrzasków przerabialiśmy już ze Starszym. Wydawało mi się, że moje uszy zniosą każdy hałas. Cóż, Młodszy ma baaaardzo zdrowe płuca 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz ... chyba każda matka czasem potrzebuje dawki wina! nie ma się co oszukiwać :)))
      a szukając plusów to trzeba koniecznie poowiedzieć że zdrowe płuca są u dzieci baaarddzzoo ważne więc dobrze że Twoje dzieciaki je mają ;))))

      Usuń
  3. Wiiiinoooo... Omg jest w lodówce, a ja tylko popatrzeć mogę... :P
    Stoperów nie kupiłam, ale często uszy zatykam watą. Serio. I tak podejrzewam u siebie niedosłuch po popisach wokalnych moich dzieci, ale nie mam czasu iść na badania :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ubytki w słuchu też mam. O wacie nie pomyślałam, muszę spróbować.

      Usuń
  4. Melisa na mnie nie dziala (probowalam), ale zatyczki do uszu to moze byc moj weekendowy ratunek. W tygodniu odpoczywam od wrzaskow oraz piskow w pracy, ale sobota i niedziela to niezly test dla mojego sluchu. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatyczki to dobry pomysł. Rivulet proponuje watę😊

      Usuń