sobota, 30 maja 2020

Majowa rzeczywistość

Maj już się kończy.
Przeleciał jak szalony, mimo że większość czasu spędziłam w domu.

Od tygodnia Młodszy jest w przedszkolu. Bardzo, bardzo brakowało mu towarzystwa rówieśników. 
Do przedszkola będzie chodził jeszcze miesiąc, bo z dyżuru letniego korzystać nie będziemy.
Widzę, że bardzo tego chce. Oprócz kolegów i koleżanek są inne gry i zabawy niż w domu. Są dwa place zabaw do korzystania. A na dzień dziecka ciocie przewidują jakieś dodatkowe atrakcje. 
Trudno więc się dziwić, że Młodszy chętnie wyrusza do przedszkola i niechętnie stamtąd wraca.
Poza tym to już ostatni rok w tym miejscu. Ostatni moment na spędzenie czasu w miejscu, do którego chodził 5 lat. Cieszę się że, może się jeszcze tym nacieszyć. Po  zakończeniu zerówki  wyruszy do szkoły, w zupełnie innym miejscu, z nowymi kolegami, nowymi paniami. 


Starszy też bywa w szkole. Na tyle na ile damy radę  go zaprowadzać. Trochę dzieci wróciło. I pewnie nie tylko dlatego, że rodzice wracają do pracy i nie mają co zrobić z dziećmi. W tym wieku kontakty na żywo są bardzo ważne. Internet ich nie zastąpi w żaden sposób.
Zresztą zanim szkoła wróciła na dobre, zaczęliśmy regularne spotkania na piłkę z ulubionym kolegą. Dziś też gościliśmy kolegę u siebie w domu.
Na szczęście oprócz zajęć opiekuńczych Starszy przerabia normalnie lekcje jak w domu. Więc po powrocie zostaje tylko praca domowa do zrobienia. 

Ciekawi mnie w jaki sposób odbędzie się zakończenie roku.
Natomiast w sprawie I Komunii mamy spotkanie we wtorek. Pojawiła się opcja czerwcowa, ale na razie niewiele jeszcze wiemy. Cóż zobaczymy...

Ja wróciłam do pracy.
W pracy spokój. Klientów zdecydowanie mniej, bo część osób zrobiła zapasy, część nie wróciła jeszcze do miasta, a część ma znacznie mniej pieniędzy. 
Oczywiście przekłada się to na zmniejszenie obrotów. A zmniejszenie obrotów to straty dla właściciela. Na razie jeszcze tak bardzo się to na nas nie odbija, ale w końcu odczujemy skutki nowej rzeczywistości.

A co poza tym...

Zakończyliśmy wreszcie załatwianie zaświadczeń do Poradni pedagogiczno-psychologicznej dla Młodszego. Trochę to trwało. 
Przy okazji dowiedzieliśmy się kilku rzeczy. Część z nich to po prostu nowe spojrzenie na Młodszego, ale pojawiła się nowość.
Napiszę więcej, gdy trochę o tym poczytam. Na razie wiemy już, że czas rozdzielić zajęcia z SI i fizjoterapię. Czas też więcej robić w domu. Potrzebujemy jeszcze trochę więcej informacji, żeby poukładać sobie nowy plan działania.

U Starszaka też szykuje się trochę zmian. Znów przejdziemy trening słuchowy Tomatisa. Musimy też zrobić ponowną diagnozę SI i zastanowić się nad nową strategią.

Jak widać, dzieje się bardzo dużo.
A to nie koniec rzeczy do ogarniania.
Jest jeszcze moja Mama, która wciąż dochodzi do siebie po śmierci Taty. I potrzebuje mojej obecności, pomocy, czasem tylko rozmowy przez telefon. 
Przez pandemię mnóstwo spraw jest nadal nie załatwionych. Może w wakacje trochę nadrobimy. 

Kończę też sprawy związane ze starym domem. I jak u Iwony pandemia powoduje, że ciągną się one niemiłosiernie, a dodzwonienie na infolinię wymaga nie lada cierpliwości. A potem i tak trzeba czekać dwa tygodnie na odpowiedź. Ale, choć bardzo powoli, idę do przodu, zamykam kolejne sprawy, zobowiązania. Może do wakacji ten projekt będzie wreszcie zrealizowany.

Na razie za mną deszczowa, ale bardzo przyjemna sobota. A przede mną niedziela.
Lubię weekend 😉


 

piątek, 8 maja 2020

Majówka i ...... cała reszta

Tegoroczna majówka właściwie wcale mnie nie zaskoczyła pogodą. Jeśli nawet to  raczej  pozytywnie.

Dla nas tak naprawdę majówka zaczęła się w czwartek. Po zakończeniu zajęć chłopcy i ja ruszyliśmy rowerami na przejażdżkę. Wsiąkliśmy na dwie godziny, bo po pierwsze pogoda, ładna, a po drugie nad naszym "stawem" było co oglądać. 
Widzieliśmy oczywiście kaczki krzyżówki, najbardziej znane, ale oprócz tego parę łysek z szóstką maluchów i kokoszkę wodną.
Najbardziej podobały nam się łyski. Młode wyglądały zabawnie, beżowe, sterczące na wszystkie strony piórka i pomarańczowe dzioby. Mocno się różniły od czarnopiórych rodziców z białymi dziobami.

W piątek postanowiliśmy pojechać nieco dalej. Wybraliśmy się na drugi koniec miasta, do Lasku Młocińskiego. To drugie odkryte przez nas miejsce, idealne do szwendaczki z dziećmi. Mnóstwo miejsca do biegania, szyszki, patyki, górki, dołki, mrowiska, istny raj. Spędziliśmy tam dobre dwie albo i trzy godziny.

Sobota oprócz sprzątania i gotowania upłynęła raczej spokojnie. A że Starszak miał jeszcze projekt plastyczny do zrobienia, pojechaliśmy na krótki spacer do Lasu Kabackiego.

W niedzielę powtórka wycieczki rowerowej. Niestety pogoda była trochę gorsza, ale przejażdżka i tak była przyjemna

W poniedziałek po południu spacerkiem powędrowaliśmy do osiedlowej biblioteki, oddać wreszcie książki. Przy okazji ile ja się ich naszukałam na półkach to moje. Przy okazji spaceru odkryliśmy kolejną świetną górkę.

Wtorek i środa skutecznie zniechęcały nas do wystawienia nosa za próg. Dopiero w środę wieczorem wybrałam się na zakupy. Poza tym lało, lało, lało. Deszcz był bardzo, bardzo potrzebny. 

Wczoraj i dziś znów pogoda piękna. Dziś Mąż postanowił wypróbować swój rower. Pojechali na naszą polanę pograć w piłkę. 
Wrócili bardzo zadowoleni. Ja tym razem zostałam w domu. Drugi dzień okresu oznacza przywiązanie do toalety i bardzo dużą niechęć do roweru.

Ale nie samymi przyjemnościami żyjemy. 

Od poniedziałku bardzo intensywnie dzwonię, umawiam, proszę, załatwiam i jeżdżę. 
Po pierwsze nasz plan w sprawie Młodszego nabrał tempa. 
Załatwiam zaświadczenia potrzebne do poradni psychologiczno- pedagogicznej. Trochę tego jest. A w dodatku w dzisiejszych czasach wszystko trwa dwa razy dłużej. Ale dwie rzeczy już mam. Mały sukces odniesiony.
Oprócz tego postanowiliśmy przyjrzeć się kilku innym sprawom. Dwa miesiące spędzone w domu, nad różnymi zadaniami pozwoliło nam, rodzicom, dostrzec kilka rzeczy, nad którymi trzeba pilnie popracować. Stąd parę wizyt  dodatkowych. 

Poza tym powoli wracamy na treningi SI. Tu oczywiście też pod górę. Naszego terapeuty na razie nie ma, godziny były tak późne, że musiałam dość stanowczo negocjować zmianę. W następny czwartek możemy zaczynać. Cóż, zobaczymy, co z tego wyniknie.

Inne sprawy, takie pozadziecięce, które dotyczą starego projektu, ciągną się w sposób niezmiennie drażniący. I oczywiście nic nie można załatwić osobiście. A doczekanie się na linii telefonicznej połączenia z konsultantem wymaga nie lada cierpliwości. We wtorek czekałam na linii " tylko" 30 min. 

I oczywiście jeszcze przed nami decyzja, kiedy Młodszy wróci do zerówki.
Ech tegoroczny maj jest na pełnej petardzie.