niedziela, 7 czerwca 2015

Nietypowy długi weekend

Plan był taki. Wieczorem w środę pakujemy się, wskakujemy do mojego samochodu i jedziemy do dziadków grabowskich. A co z tego wyszło.....

W środę od rana czułam się średnio, a do tego Starszak kasłał i kasłał. Co prawda dzień wcześniej pediatra stwierdził, że osłuchowo jest OK, ale po styczniowo-marcowych doświadczeniach byłam zaniepokojona. Do tego okazało się, że mąż musi być w piątek w pracy. Ostatecznie postanowiłam, że pojedziemy następnego dnia. Mimo pogarszającego się samopoczucia po południu wyruszyłam z synkami na długi spacer, na dinozaurowy plac zabaw. Bawiliśmy się świetnie. W drodze powrotnej jeszcze graliśmy w piłkę, puszczaliśmy bańki, jednym słowem było spoko. Po kąpieli opadliśmy na kanapę, żeby obejrzeć bajki. I wtedy poczułam się zdecydowanie gorzej. Na szczęście wrócił mąż i doholował naszą dwójkę do łóżek. Ja się powlokłam do swojego łóżka i przeleżałam do rana trzęsąc się i pocąc na zmianę.

W czwartek udałam się na ostry dyżur. I co się okazało???? Mam anginę!!!!!! Na szczęście antybiotyk został dobrze dobrany, zadziałał i od piątku funkcjonuję w miarę normalnie. Czwartek przewegetowałam w łóżku, walcząc z gorączką, bólem głowy, bólem mięśni i dreszczami. Domem i dziećmi zajął się (zresztą świetnie) mój mąż.

Piątek rozpoczęliśmy wypadem na dyżur z kaszlącym Starszakiem, bo kaszel bardzo mu dokuczał. Na szczęście okazało się, że to tylko zaostrzenie alergii. Musieliśmy dołożyć wziewy i jakoś się uspokoiło. Ponieważ czułam się średnio, większość dnia spędziliśmy w domu.

Sobota była trochę sprzątająco-piorąca, ale najpierw z chłopcami na dwór wyruszył tata, po południu ja. Wcześniej odkryliśmy, że za parkiem jest górka, z której się świetnie zjeżdża na rowerze. I obaj szaleli na niej dobrą godzinę. Niemiłosierny żar lejący się z nieba zagonił nas w końcu do domu, ale tam na chłodnej trawie, przez chwilę czułam lato, tak namacalnie....

A dziś pojechaliśmy do Konstancina. Okazało się, że w parku jest impreza. Starszak skakał na dmuchańcach do utraty tchu. Młodszy wlazł do kabiny wozu strażackiego i trudno było go stamtąd wyciągnąć. Obaj próbowali swoich sił na dziecięcym torze przeszkód. Poza tym: graliśmy w piłkę, leżakowaliśmy na trawie, Młodszy doskonalił jazdę na biegówce, Starszy szalał na swoim rowerze. Do tego zjedliśmy smakowity obiad w restauracyjnym ogrodzie.... Same przyjemności lata......

A w temacie odpieluszkowania mamy kilka znaczących sukcesów. Chyba Młodszy powoli zaczyna łapać, o co w tym wszystkim chodzi!!!!!!

Więc długi weekend, choć diametralnie różny od zamierzonych planów okazał się bardzo letni i bardzo udany.