poniedziałek, 28 grudnia 2020

Grudzień

Za oknem pada deszcz. 
Może później wyjdziemy na krótki spacer. W końcu trzeba się trochę przewietrzyć. Na razie odpoczywamy. 

Grudzień był bardzo intensywny. 
Odbywaliśmy ostatnie wizyty lekarskie, odbieraliśmy wyniki badań, testowaliśmy tejpowanie stóp. 
Chłopcy mieli zajęcia szkolne. Klasówki, kartkówki i pisanie opowiadań - to Starszy,  czytanie, nowe litery i dużo zajęć plastycznych - to Młodszy. Chodzili na zajęcia pozaszkolne, a także doskonalili pływanie. Szkoła Starsza zorganizowała wypady na lodowisko, z czego korzystaliśmy chętnie. Tak chętnie, że postanowiłam zakupić łyżwy dla siebie.
Gościliśmy kolegów Starszego u nas, bo chłopaki bardzo się za sobą stęsknili. 
I regularnie wychodziliśmy na spacery, czasem połączone ze spotkaniem z kolegami Młodszego.  Postanowiliśmy w taki sposób choć trochę poznać nowych w końcu kolegów. 

Ja planowałam przygotowania do Bożego Narodzenia, tak żeby nie robić wszystkiego na ostatnią chwilę. Zakupy w ostatnich dniach przed Świętami zawsze przypominają mi bieg przez płotki. I zawsze o czymś zapominam.

Wykonywaliśmy wspólnie zadania z kalendarza adwentowego. W tym roku po raz pierwszy mieliśmy taki kalendarz. Nie chcieliśmy zwykłego kalendarza adwentowego z czekoladkami, więc przygotowałam 26 karteczek z różnymi zadaniami. Niektóre były kuchenne, niektóre plastyczne, a niektóre bardzo przyjemne. Myślę, że w przyszłym roku znów się o to pokusimy.

Oprócz koordynacji wszystkich tych wizyt, spotkań i lekcji było zwykłe prowadzenie domu, telefony do Mamy, wyjazd na cmentarz do Taty. 

Boże Narodzenie podzieliliśmy na domowe i wyjazdowe. 
Wigilię spędziliśmy u nas w domu, w piątkę, kameralnie, spokojnie i radośnie jednocześnie. Tak samo minął pierwszy dzień Świąt. W drugi dzień Świąt odwiedziliśmy moją Mamę, byliśmy na mszy za mojego Tatę, a po obiedzie wyruszyliśmy do Teściów. 
Dzień był trochę zwariowany, bo trzeba było wszystko spakować, jedzenie włożyć do zamrażarki, pamiętać o prezentach i innych rzeczach. 

Grabówka powitała nas lekkim mrozem i cieniutką warstwą śniegu. 
Wczoraj byliśmy na spacerze. Zimowe słońce i śnieg to idealne warunki do przewietrzenia się. Tym bardziej, że jak to u Babci, jedzenie jest pyszne i jest go dużo. 

Teraz odpoczywamy po intensywnym miesiącu. Czytamy, gramy w planszówki, jemy smakołyki, spacerujemy... 



czwartek, 24 grudnia 2020

Życzenia Świąteczne

 Nadeszły, choć w tym roku będą wyglądać zupełnie inaczej. 

Życzę Wam pokoju, radości i czasu dla Rodziny i dla Siebie. 


piątek, 20 listopada 2020

Listopad....

Dzieje się u nas.....

Ale po kolei....

Dzieciaki od 9 listopada mają zdalną naukę. 
Starszak radzi sobie całkiem nieźle. Ogarnia godziny połączeń z nauczycielami, pracę na lekcji, pracę samodzielną i domową. Jakoś znosi siedzenie w domu i brak kolegów fizycznie.

Młodszy to zupełnie inna historia. Po 10 minutach lekcji on-line odpływa w swój świat. Jeszcze na lekcjach z wychowawczynią nie jest źle. Po prostu Pani go zna i wie kiedy trzeba go ściągnąć z obłoków na ziemię. Przy zastępstwach to kompletna porażka. Jeśli go nie pilnuję, to umyka mu część lekcji. 
Trudno mu się skupić na ekranie. Do tego kusi majstrowanie przy laptopie. 
Na szczęście bardzo dobrze liczy i dobrze czyta. W kwestii pisania też się rozkręcił i strona w zeszycie do kaligrafii zajmuje mu już tylko 15 minut a nie 40.
Siedzenie w domu znosi lepiej niż Starszak. Za to integracja z klasą kwiczy. Bo przez ekran komputera on na integrację szans nie ma.
 
Na szczęście pogoda jak dotąd pozwala na dłuższe i krótsze spacery, z czego skwapliwie korzystamy.
Chłopcy mają też zajęcia poza szkolne. Starszy chodzi na basen i zajęcia SI, Młodszy na basen, judo i zajęcia SI. Bardzo się cieszę, że na razie te zajęcia funkcjonują, że przynajmniej przez chwilę dzieciaki mogą być w grupie rówieśników a nie tylko z nami.

Ja korzystam z zapasów książkowych i czytam, czytam, czytam. To moja główna odskocznia od codzienności. A codzienność lubi się komplikować, oj lubi.
 
Ledwo ogarnęłam jako tako zdrowotne sprawy mojej Mamy, ledwo Teść wyszedł trochę na prostą, przyplątało się coś nowego. Tym razem to ja, Starszak i Młodszy mamy zdrowotne przygody.
Młodszy w sumie jest najlżejszym przypadkiem - tylko drobne zmiany dermatologiczne (teraz kontrola w styczniu).
Za to ja i Starszak wyrabiamy rodzinną normę.
Starszy trochę nas nastraszył w wakacje więc po powrocie do domu byliśmy u pediatry, zrobiliśmy badania. Wyniki w zasadzie OK, jedna rzecz nieco podwyższona więc kolejne badania i konsultacje. I wynik tych konsultacji jest taki, że mamy do zrobienia rezonans magnetyczny i EEG. I tu zaczynają się małe schody. Po pierwsze wcale nie jest łatwo umówić się na rezonans magnetyczny, po drugie to badanie jest hałaśliwe i trzeba pozostać w bezruchu. A perspektywa wenflonu i kontrastu jeszcze pogarsza sprawę.
EEG wygląda lepiej. Tu tylko dyskomfort związany z nałożeniem na głowę czepka z elektrodami. Na szczęście badanie jest wykonywane w czuwaniu.
Ja za to muszę się pilnie udać do rehabilitanta i pociągnąć damską diagnostykę. I tu znów schody. Rehabilitanta znalazłam szybko, w końcu trzy lata rehabilitacji syna nie poszły na marne. 
Ale z damską diagnostyką już mam pod górę. Bo albo nie robi się tego badania, albo jest robione częściowo, albo coś tam jeszcze.

I wiecie co, te wszystkie trudności to pikuś przy tym, gdy się usilnie próbuje za dużo nie myśleć o wynikach i następstwach tych wyników. Zwłaszcza że obecnie do leczenia klimat mamy słaby.

niedziela, 1 listopada 2020

Październikowe przygody

Pisałam ostatnio, że staramy się mało wychodzić, przynajmniej do  jutra. Tak zdroworozsądkowo.

Ale ponieważ początek października rozpieszczał nas piękną pogodą (przynajmniej na kilka godzin), więc postanowiliśmy z tego skorzystać. Najpierw mieliśmy jechać do Dziadków Grabowskich w odwiedziny, ale ostatecznie przełożyliśmy to na koniec października. 

Pierwszą niedzielę października spędziliśmy w Łowiczu i okolicach.
Jakiś czas temu chłopcy wyrazili chęć obejrzenia skansenu. Ciekawi ich historia, dawne zwyczaje, sprzęty, ubrania. Wybór padł na Maurzyce niedaleko Łowicza. A że chcieliśmy i my dowiedzieć się czegoś więcej, zdecydowaliśmy się na wycieczkę z przewodnikiem.
Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Pani, uprzedzona wcześniej że ma małoletnich słuchaczy, przygotowała dla nas świetną trasę. 
Obejrzeliśmy wiejską szkołę z izbą mieszkalną nauczyciela. Zwiedziliśmy gospodarstwo czyli chałupę mieszkalną stodołę, lamus i inne budynki gospodarcze. Dowiedzieliśmy się, że we wsi bywał jeden duży piec chlebowy, z którego korzystały wszystkie gospodynie. Widzieliśmy wóz drabiniasty. Zwiedziliśmy prześliczny drewniany kościół i plebanię. 
Dowiedzieliśmy się przy tym wielu interesujących rzeczy, np. każda chałupa miała izbę paradną i izbę do pracy. W tej pierwszej było zawsze czysto, korzystano z niej tylko od święta. W tej drugiej mieszkała i pracowała cała rodzina 5-8 osób.
Ponieważ to Łowicz, więc najbardziej charakterystyczną cechą były śliczne wycinanki z papieru. każda chałupa miała swój oryginalny wystrój.
Zresztą sami zobaczcie.


Kościół drewniany



Stodoła i kierat







Te ozdoby wycinane były prześliczne

Ciekawiło mnie, kiedy gospodyni miała czas na przygotowywanie tych ozdób. Przecież miała na głowie dom, dzieci i gospodarstwo.

Po skansenie i małej przekąsce wybraliśmy się na mszę świętą w Łowiczu. Przez całą drogę goniły nas paskudne deszczowe chmury. Na szczęście gdy wyszliśmy z kościoła, deszcz przestał padać. 
Postanowiliśmy wybrać się gdzieś na obiad, ale trudno było znaleźć wolne miejsce. W końcu znalazła się bardzo oryginalna knajpa w Łowiczu. To ciekawe miejsce bo przerobione ze zwykłego mieszkania. 
Kilka pokoi przerobiono na sale ze stolikami. Było kameralnie i bardzo smacznie. I znów podczas obiadu deszcz, a nawet ulewa za oknem.
Po obiedzie wyszliśmy na mokrą ale bardzo ładną uliczkę. Poszwędaliśmy się chwilę po łowickim rynku, zjedliśmy lody, wypiliśmy kawę i wyruszyliśmy na spacer do Bolimowskiego Parku Krajobrazowego. 
Było już dość późno, słońce stało nisko nad horyzontem. Cały las wyglądał jak prześwietlony. Zdjęcia nie do końca to oddają, ale czułam się jak w odległej dzikiej krainie.


 

Chodziliśmy dobra godzinę, trochę po lesie, trochę po podmokłej łące. Pogoda podarowała nam słońce, ciepło i cudowne kolory.
Ten wyjazd miał być odpoczynkiem, po bardzo intensywnym wrześniu - i był.

Po wyjazdowym weekendzie oczywiście tydzień jak co tydzień.
Starszak do szkoły odprowadzał się sam, najchętniej na rowerze, bo szybciej i fajniej. Przyprowadzał się również sam. W miarę ogarniał swoje sprawy, choć nie zliczę ile razy zapomniał zeszytu, ćwiczeń lub książki potrzebnej do odrobienia pracy domowej. Na szczęście do szkoły mamy blisko, więc pracowicie jeździł po zapomniane rzeczy. Zajęcia dodatkowe ogarniał za to świetnie ;))
Młodszego do szkoły odprowadzałam ja, też najczęściej na rowerze. Odbierałam też ja. Swoje prace domowe też ogarniał w miarę samodzielnie. Zajęcia dodatkowe bardzo go cieszyły, zwłaszcza judo.
Tydzień minął spokojnie, przynajmniej w miarę.

Kolejny weekend to nasza niedzielna wyprawa do Muzeum Ziemi PAN na wystawę smoków. Bardzo chciałam ją zobaczyć, może nawet bardziej niż chłopcy.






Wystawa była świetna. Każdy smok miał szczegółowy opis miejsc pochodzenia, charakteru i upodobań. Smoki poruszały się, wydawały dźwięki. Miały też wspaniałe ubarwienie. A kilku nawet można było dosiąść.

Po wystawie wybraliśmy się do pobliskiego parku. Chcieliśmy skorzystać z pięknej pogody i niemal całkowitego braku ludzi. Park o tej porze roku zachęcał do brodzenia w liściach i podziwiania kolorów.

Potem kolejny tydzień zajęć szkolnych, domowych, zaległych badań. Jedynym przerywnikiem był Dzień Nauczyciela.

Kolejny weekend wyjątkowo paskudny i deszczowy spędziliśmy w domu. Był plan na wypad do lasu, ale pogoda skutecznie nas od tego odwiodła.

Poprzedni weekend mieliśmy spędzić u Dziadków Grabowskich, świętować zaległe urodziny i przyszłe imieniny. Ale ostatecznie nie pojechaliśmy. 
Po pierwsze chłopcy byli kompletnie zakatarzeni i w tym stanie nie nadawali się na żaden wyjazd. Po drugie w szkole T co rusz młodsze klasy miały zawieszone zajęcia z powodu choroby nauczyciela (Covid-19). Trochę się obawialiśmy, zwłaszcza że całkiem niedawno ktoś z tamtej rodziny zachorował na Covid. Wyjazd do Teściów odwołaliśmy w ostatniej chwili. I całe szczęście, bo okazało się że wychowawczyni T znalazła się na kwarantannie, a potem potwierdzono u niej testem Covid-19. Żałuję, że nie mogliśmy odwiedzić Dziadków, pobyć z nimi, zawieźć zdjęć z I Komunii A. Z drugiej strony oboje mają swoje dolegliwości, bardzo poważne. Nie jest im potrzebna nowa infekcja, nawet zwykły katar.

Ten weekend spędziliśmy bardzo stacjonarnie. Na szczęście wygląda na to, że Młodszy nie złapał wirusa od swojej wychowawczyni. Z katarem też wychodzimy na prostą. Jutro, jeśli pogoda pozwoli, wyskoczymy na jesienny spacer.


 


czwartek, 29 października 2020

Październik ....

 A u nas..... 

Starszak - nauka zdalna decyzją premiera. Starszy jakoś daje radę choć system staje na głowie i się zawiesza. 

Młodszy - nauka zdalna. T od początku tygodnia w domu bo zakatarzony. Poza tym jego wychowawczyni od wczoraj ma potwierdzony Covid. Ale prowadzi lekcje z klasą, na szczęście czuje się na siłach. W szkole zajęcia zawieszone do 2.11. 

W związku z informacjami ze szkoły Młodszego ograniczamy wychodzenie z domu do minimum. Choć oficjalnej kwarantanny nie mamy. 

Trzymajcie się ciepło. 


wtorek, 20 października 2020

Kiedy...

 Kiedy Starszak, po raz nie wiem który, zapomina o zeszycie, książce, ćwiczeniach, potrzebnych do odrabiania pracy domowej i musi jechać po nie do szkoły.....

Kiedy Młodszy po zajęciach judo (kończą się około 18.00) gada zamiast się przebierać, a ja czekam i czekam na niego na przed szkołą.....

Kiedy Mąż doprowadza mnie do szału, tym że przychodzi do mnie ze wszystkim, co dotyczy dzieci lub domu i notorycznie o czymś zapomina....

Wtedy w głowie pozostaje mi tylko - oddychaj. oddychaj, oddychaj i nic nie mów. Przynajmniej do czasu aż się uspokoisz. Bo powiesz coś, czego potem będziesz żałować.

Czasem mam ochotę wyjechać, najlepiej na bezludną wyspę.....

czwartek, 1 października 2020

Wrzesień

Miałam nadzieję, że zdołam dodać chociaż jeden wpis we wrześniu. 

Niestety przeliczyłam się nieco z możliwościami czasowymi :))

Wrzesień był tak intensywny, że mam wrażenie, jakby od końca wakacji minęły 3 miesiące a nie 30 dni.


Zatem po kolei, oto co się u Nas działo przez te 30 dni.

Młodszy rozpoczął naukę w pierwszej klasie. 
Starszy pożegnał edukację wczesnoszkolną i zaczął klasę czwartą.

Pierwszy września nie był specjalnie pogodny, ale na szczęście nie padało. Rozpoczęcie roku T zostało zorganizowane rano na sali gimnastycznej. Poszło dość sprawnie. Poznaliśmy wychowawczynię, wypełniliśmy deklarację obiadową, świetlicową i odebraliśmy część wyprawki. 

Potem rozpoczęcie roku A, na szczęście trochę później. Też na sali gimnastycznej, też odebraliśmy podręczniki. Przy okazji A miał pierwsze samodzielne wyjście z kolegami. Wrócił do domu punktualnie. A potem laba i świętowanie początku roku pizzą i lodami.

Pierwszy tydzień to układanie i opracowywanie planu tygodniowego dla obu chłopców, wybór zajęć dodatkowych.

Młodszy zapoznawał się z kolegami, nauczycielkami, szkołą... Jakoś to poszło. Choć .... w klasie część dzieci zna się z zerówki, panie zupełnie nowe, miejsce też. Ale daje radę i wydaje się być zadowolony. Ma nowych kolegów, w opowiadaniach przewijają się nowe imiona, z którymi się bawi. Było już nawet spotkanie poza szkołą.
Trafiła się nam fajna i konkretna wychowawczyni, z naprawdę dobrym podejściem do dzieci i bystrym, uważnym spojrzeniem na klasę. Dla nas to ważne, bo Młodszy ma trochę pod górkę z pisaniem, jeszcze łatwo się męczy i zniechęca. 
Z zajęć dodatkowych oprócz SI Młodszy wybrał judo (wraca wybawiony po wszystkie czasy). Zapisaliśmy go również na basen (bardzo już tęsknił do pływania, a w szkole basen jest dopiero od drugiej klasy). Oprócz tego ma zajęcia wyrównawcze w szkole. 
Żeby nie było nudno T miał tygodniowe wakacje od szkoły, bo w drugi weekend września zagorączkował i....... i tyle. Dwa dni gorączki, zero innych objawów. Jednak ze względu na I Komunię brata miał tydzień wolnego na wydobrzenie. 


Starszy zaczął czwartą klasę. Kolegów zna dobrze, poznał kilku nowych nauczycieli, kilku zna z poprzednich lat. Doszły nowe przedmioty. 
I tu muszę nam Rodzicom i Starszemu pogratulować sukcesu. Bo A ogarnia się naprawdę dobrze w nowej sytuacji. Samodzielnie wraca ze szkoły, teraz jeszcze na rowerze. Zazwyczaj pamięta o pracach domowych, książkach do zabrania, lekturach, materiałach na plastykę czy technikę. Ogarnia samodzielną jazdę na rowerze do szkoły. 
A gratulacje należą się nam dlatego, że od dawna A uczył się samodzielności. Nie wyręczaliśmy go, pozwalaliśmy na zapominanie, popełnianie błędów i ponoszenie konsekwencji. Dzięki temu Starszy nauczył się przygotowywać sam rzeczy do szkoły poprzedniego dnia, planować w kalendarzu prace domowe długoterminowe, rozwiązać problem braku zeszytu do pracy domowej czy braku materiałów plastycznych. Teraz to bardzo procentuje. On ma luz i my mamy luz. Nie mam wrażenia, że znów chodzę do szkoły. 
Starszy oprócz SI wybrał sobie piłkę nożną (oczywiście), kółko matematyczne (oczywiście) i kółko historyczne (ku naszemu sporemu zaskoczeniu). Zapisaliśmy go również na basen (bo brat chodzi to i on chodzić chce).


Oprócz nowego etapu nauki we wrześniu świętowaliśmy również I Komunię Świętą Starszego. 
I jak to zwykle bywa pomiędzy początkiem roku a uroczystością wydarzyło się milion dwieście rzeczy ekstra. Gorączka Młodszego, szpital mojej Mamy, perypetie po szpitalu, a w między czasie zmiana godziny uroczystości (trzeba obdzwonić gości), ustalanie menu obiadu komunijnego (spotkanie z menadżerem), odbiór stroju komunijnego, kupno dodatków dla Starszego, Młodszego, Męża, kupno całego stroju dla mnie, prezentu dla A, kartki dla Mamy itp. Wszystko w przeciągu dwóch tygodni. Jednym słowem jazda bez trzymanki. 

Ale..... uroczystość się odbyła przy pięknej, słonecznej pogodzie, która utrzymała się również na Biały Tydzień. Sama Msza była bardzo dobrze zorganizowana, zasady bezpieczeństwa zachowane. Dzieci brały czynny udział w niesieniu darów, modlitwie powszechnej, czytaniu komentarzy. Rodzice czytali czytania i podziękowania za całą uroczystość. Wyszło świetnie, mimo covidowego zamieszania.
 
Po uroczystości w kościele i wspólnych zdjęciach z klasą mieliśmy małą, rodzinną sesję zdjęciową, w parku przed kościołem. Też wyszła świetnie.
A potem spokojny rodzinny obiad, w bardzo ścisłym gronie, tylko my, chrzestni i dziadkowie. Ale było miło, spokojnie i rodzinnie. Tak jak to sobie wyobrażałam. I ogromnie się cieszę, że obiad komunijny zorganizowaliśmy w restauracji a nie w domu. Nie mam pojęcia jakim cudem wśród naszych wrześniowych "przygód" zdołałabym jeszcze przygotować nawet skromny, rodzinny poczęstunek. A na koniec jeszcze jeden covidowy "smaczek". Otóż w szkole, która miała uroczystość I Komunii z nami potwierdzono przypadki zarażenia Covid-19. Do wiadomości podano to w środę (w ostatnim dniu okrojonego Białego Tygodnia) I choć przypadki dotyczyły dzieci z trzeciej a nie z czwartej klasy, z klasy mojego syna w ostatnim dniu w kościele były dwie osoby(z nim włącznie), a ze szkoły pięć. Trochę to dla mnie niezrozumiałe, bo takie sytuacje są i będą nadal. Wszak w szkole Młodszego już dwie klasy są na zdalnym nauczaniu z powodu Covid-19. A ja, choć mam to na uwadze i staram się przestrzegać zasad bezpieczeństwa (ręce co prawda myliśmy od zawsze), sądzę, że musimy się po prostu przyzwyczaić do życia z Covid-19 na świecie.

O perypetiach zdrowotnych mojej Mamy wolę nie pisać, w końcu to jest blog publiczny. Pewnych wyrazów używać publicznie nie wypada, a do opisu jej sytuacji nadaje się tylko bardzo długa wiązanka właśnie tych wyrazów. Konkluzję mam taką, że o wiele łatwiej stracić zdrowie przez powszechne choroby czy infekcje, niż Covid-19 ;)

 

poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Mazury

 Na Mazury........

Tam gdzie słońce, czysta choć niewielka plaża, woda czysta i ciepła (jestem piecuchem i lubię ciepłą wodę), jezioro do pływania rowerem wodnym, kajakiem lub jak ktoś potrafi łódką. 

Gdzie oprócz wodnych rozrywek jest plac zabaw częściowo w cieniu, boisko do siatkówki, ogromny, zielony teren do biegania, jazdy na rowerze, czy gry w piłkę nożną.

Jest takie miejsce bliska Węgorzewa.

Dziś już połowa naszego leniuchowania.

Obiecuję zdjęcia, ale dopiero po powrocie do domu

Wypoczywajcie :)) 


piątek, 31 lipca 2020

Połowa wakacji

Połowa wakacji za nami.

Byliśmy u Dziadków Grabowskich, była plaża, wycieczka do Tykocina, lenistwo i pyszne jedzenie.

Byliśmy w Pieninach, chodziliśmy po górach, odwiedziliśmy zamek w Niedzicy i Czorsztynie, a nawet kopalnię soli w Wieliczce.

Dużo się działo.

Przed nami wyjazd na Mazury.
Pranie, pakowanie, zakupy, sprzątanie chaty żeby całkiem nie zarosła przez dwa tygodnie.

Wakacje.....

czwartek, 16 lipca 2020

Lipiec

Przetoczyliśmy się przez połowę miesiąca.
Od poniedziałku jesteśmy na wakacjach u Dziadków Grabowskich. 
I dobrze nam tu.

Jest podwórko, plac zabaw, boisko i plaża.
Są naleśniki, mielone, frytki i tortille.
Jest wakacyjny luz i spokój.

Mam czas na zabawę z dziećmi i czas na czytanie frapującej książki.

A w głowie powolutku krystalizują się plany na resztę wakacji.

Mam nadzieję, że Wasze wakacje też są dobre :))

piątek, 26 czerwca 2020

Koniec i początek

U nas jak zwykle końce i początki są parami.

Starszak dziś oficjalnie zakończył edukację wczesnoszkolną. Było pożegnanie z wychowawczynią i to tak na stałe. Bo Pani odchodzi ze szkoły. Były uściski, przemowa Pani i Pani Dyrektor. Też do nas, bo my czekaliśmy na dzieciaki przed szkołą.
Trochę smutku było, ale ..... koledzy zostają, a w czwartej klasie wychowawcą będzie pan od WF i piłki nożnej. Starszak w siódmym niebie.

Młodszy oficjalne zakończenie zerówki miał wczoraj online. Bo nie wszystkie dzieci wróciły do przedszkola. Stąd spotkanie z tymi co nie chodzą. Była przemowa Pani Dyrektor, Cioć od muzyki, gimnastyki i angielskiego. Był też filmik od Cioć Wychowawczyń, a w nim kilka słów specjalnie dla każdego dziecka.
A dziś Młodszy był w przedszkolu ostatni raz. I tak jak rano nie bardzo chciał iść (bo brat ma wolne), tak powrotowi towarzyszyły ogromne emocje. Trudno było się pożegnać z kolegami i z miejscem. Spędził tam 5 lat, większość swojego życia. Świetnie się tam czuł, bawił, zawsze chętnie szedł, i zawsze negocjował opóźnienie powrotu do domu.
Będziemy to miejsce dobrze wspominać.
Oczywiście koniec zawsze jest też początkiem. Przed nami wyzwanie, nowe miejsce, nowi nauczyciele, nowi koledzy, a dla nas jeszcze nowi rodzice.

Trzymamy się wersji że będzie dobrze 😊

poniedziałek, 22 czerwca 2020

Urodzinowy weekend

W ostatni weekend to się u nas działo.

Ale najważniejsze - Starszak od wczoraj jest już 10-latkiem. Pierwsza dekada życia zakończona. Rozpoczyna się nowa przygoda. 
Sto lat Synku !!! Nie zagub swojej ciekawości świata i wrażliwości. Bądź otwarty, ciekawy życia. Niech Twoja droga będzie i prosta, i kręta. Jestem pewna, że sprostasz nowym wyzwaniom szkolnym i nie tylko.

Ponieważ okoliczności trochę nietypowe, a nasze mieszkanie niezbyt duże, żeby jakaś impreza się odbyła, musieliśmy trochę pogłówkować. 
Ostatecznie stanęło na tym, że w sobotę zaprosimy trzech najlepszych kolegów Starszaka. Było trochę zabawy w domu, były kręgle w małym klubie w okolicy, mnóstwo śmiechu, przekrzykiwania się nawzajem i tupot po podłodze. Mam nadzieję, że sąsiedzi nam to wybaczą :))

Oczywiście najpierw trzeba było posprzątać dom, upiec muffiny, ciasto, przygotować niedzielny obiad. Do tego ćwiczenia Młodszego, trening słuchowy Starszaka...
Ale dzięki wspólnej pracy wszystko zostało przygotowane, posprzątane (Starszy podczas mycia wanny miał też przygodę z prysznicem, a Młodszy z zapałem wypucował lustro), upieczone. 
Po imprezie chłopcy byli wypompowani, my zresztą też.

W niedzielę zaprosiliśmy na obiad urodzinowy moją Mamę. Chłopcy już długo nie widzieli Babci, więc radocha ogromna. Niedziela w ogóle była znacznie luźniejsza. Choć zmieściliśmy w niej i Mszę, i trening słuchowy i ćwiczenia, i robienie obiadu. No i sam obiad oczywiście.

Same widzicie, dziś jak nic należy mi się wolny dzień - a jeśli nie cały dzień, to choć parę godzin spokoju ;) 

sobota, 20 czerwca 2020

Burza, burza ....... i znów burza

Jak w temacie, za oknem burza, leje kosmicznie. Od środy regularnie po południu burza.

Czerwiec mija jak zwykle za szybko. I jak zwykle sporo się dzieje

Dzień Dziecka w przedszkolu Młodszego był pełen niespodzianek. Każda grupa miała grę terenową po całym przedszkolu, ze wskazówkami  zadaniami. A na koniec były upominki i balony.
Dzieciaki w szkole dostały link do pracy domowej, który okazał się być zabawnym filmikiem o różnych wydarzeniach z życia klasy. 
Także pierwszy dzień czerwca minął bardzo przyjemnie.

Potem mieliśmy wizytę u ortodonty Starszaka - okazało się, że trzeba zmienić aparat na nowy, bo stary po modyfikacji w żaden sposób nie chciał się trzymać na swoim miejscu.  Na szczęście, po pierwsze zęby A są zdrowe, po drugie efekt noszenia aparatu są spektakularne. Górne dwójki są już niemal na swoim miejscu. 

W tym samym tygodniu wylądowaliśmy też na wizycie u dentysty z Młodszym. Musieliśmy wyrwać pewną bardzo upartą dwójkę. Udało się, Młodszy bardzo dzielnie zniósł wszystkie zabiegi. Zęby też ma zdrowe.

Mieliśmy też być u okulisty, ale..... nie byliśmy. Okazało się bowiem, że przez epidemię zmieniono zasady przyjmowania dzieci i.... wizytę nam odwołano. Dowiedziałam się o tym przez przypadek, kiedy zadzwoniłam do przychodni, żeby potwierdzić wizytę. Pani w rejestracji uparcie twierdziła, że do nas dzwoniono i że generalnie to nie ich problem. Słowem "Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam Pan zrobi". Gdyby nie to, że okulistka jest bardzo dobra i bardzo miła, to bym im podziękowała z miejsca. Ostatecznie termin mamy za dwa tygodnie. Czyli ponad miesiąc w plecy. Przy wadzie wzroku to bardzo dużo.

Weekend spędziliśmy trochę w domu (mąż i dzieci), trochę w pracy (moja sobota pracująca). Ale miło spędziliśmy czas. Była ostatnia Msza dla dzieci przygotowujących się do I Komunii. O tym napiszę w osobnym poście.

Kolejny tydzień był też intensywny, przynajmniej dla mnie. Bo chłopaki pracowali trzy dni, a balowali cztery :))
Za to ja w środę tuż przed Bożym Ciałem miałam jakieś apogeum w pracy. Przyszłam dwie godziny później (odbiór nadgodzin) i wpadłam po uszy w kompletny chaos. Co się działo na pierwszej zmianie nie mam pojęcia. Ja do końca dnia w pracy nie mogłam się uporać ze wszystkimi sprawami. Niektóre odkręcałam jeszcze w piątek rano. Kosmos. 
Poza tym od początku tygodnia ustalałam ostateczne kwestie dotyczące nowego nagrobka na grobie Taty. W środę doszliśmy w końcu do porozumienia, choć jak się później okazało niezupełnie

Piątek i sobota też były bardzo intensywne i w pracy i w domu. Zwłaszcza w pracy się działo bardzo dużo. Do tego w sobotę dwa razy padł nam serwer, co oczywiście skończyło się ogromnym zamieszaniem. Jeśli jeszcze do tego dodać zmiany w grafiku związane z wystąpieniem przez firmę o przyznanie pomocy w ramach tarczy antykryzysowej, to już sajgon murowany. 

I tu pora na najważniejszy "news". W pracy jestem formalnie do końca czerwca .Od pierwszego lipca pracuję jako "house manager". Długo się nad tym zastanawialiśmy, zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń na świecie. Ale po podliczeniu wszystkich za i przeciw wyszło, że to dobra decyzja. I na tę chwilę jedyna możliwa. Więcej o tym napiszę w następnym poście, bo i tak wyszedł mi nieziemski tasiemiec.

Ten tydzień też był bardzo intensywny. 
W poniedziałek wreszcie posprzątałam szafę chłopaków. Zostawiłam typowo letnie rzeczy i pozbyłam się w końcu rzeczy definitywnie za małych lub trwale zaplamionych. Potem oczywiście praca. I znowu sajgon. Powoli wracają typowe poniedziałki.

We wtorek był mój ostatni dzień pracy. Pożegnałam się z ekipą, zaniosłam ciasto truskawkowe, pozbierałam rzeczy i.... od środy jestem wolna. Tzn. wolna od pracy na etacie, bo w domu to nie wiem w co ręce włożyć. Na koniec pracy dostałam śliczne kolczyki - fajna pamiątka.

Środa była dniem tak intensywnym, że wieczorem padłam jak mucha. I fakt, że lało przez połowę dnia wcale mi nie pomógł. 
Byliśmy na zakupach, bo Starszy i ja potrzebowaliśmy letnich butów, a Młodszy i Starszak potrzebowali kąpielówek.  
Potem obiad, trening słuchowy Tomatisa i na zajęcia SI z panem Maćkiem.
Właśnie, przez zawirowania wirusowe zmienił się nam terapeuta SI. Zmienił się dość znienacka, ale odnoszę wrażenie, że to zmiana na lepsze. Przy okazji pan Maciek zapoznał się z diagnozą, zrobiona przez kogoś innego. Może spojrzeć na wszystko z innej strony.
Poza tym od poniedziałku piorę, piorę, piorę i prasuję. 

W czwartek mieliśmy pierwszy ćwiczenia z fizjoterapeutką. Młodszy pracował ładnie, chętnie ćwiczył. Dostaliśmy zestaw ćwiczeń i od wczoraj ćwiczymy. Nawet nieźle nam idzie. 
Poza tym zgodnie z menu urodzinowym musiałam zrobić zakupy. Bo w sobotę mieliśmy zaplanowane urodziny Starszaka dla kolegów.

Piątek był zupełnie odjechany. Starszak o mało nie spóźnił się do szkoły, Młodszy zapomniał o czapce. Ja przez cały dzień ziewałam i ziewałam. Musiałam sobie uciąć drzemkę w ciągu dnia. Młodszego odebrałam tuż przed burzą. 
Wczoraj też zakończyłyśmy z mamą sprawę nagrobka na grobie Taty. Nie wszystko wyszło dokładnie tak, jak chciałyśmy, ale ostatecznie w końcu zaakceptowałyśmy efekt ostateczny. Za dwa, trzy tygodnie pojedziemy z dziećmi i z mamą, i pojedziemy na cmentarz razem. Chłopcy nie byli na grobie Dziadka od Świąt Bożego Narodzenia.   

Na tym kończę tasiemiec. Jutro opiszę co u nas w ten weekend. A dzieje się dużo.

sobota, 30 maja 2020

Majowa rzeczywistość

Maj już się kończy.
Przeleciał jak szalony, mimo że większość czasu spędziłam w domu.

Od tygodnia Młodszy jest w przedszkolu. Bardzo, bardzo brakowało mu towarzystwa rówieśników. 
Do przedszkola będzie chodził jeszcze miesiąc, bo z dyżuru letniego korzystać nie będziemy.
Widzę, że bardzo tego chce. Oprócz kolegów i koleżanek są inne gry i zabawy niż w domu. Są dwa place zabaw do korzystania. A na dzień dziecka ciocie przewidują jakieś dodatkowe atrakcje. 
Trudno więc się dziwić, że Młodszy chętnie wyrusza do przedszkola i niechętnie stamtąd wraca.
Poza tym to już ostatni rok w tym miejscu. Ostatni moment na spędzenie czasu w miejscu, do którego chodził 5 lat. Cieszę się że, może się jeszcze tym nacieszyć. Po  zakończeniu zerówki  wyruszy do szkoły, w zupełnie innym miejscu, z nowymi kolegami, nowymi paniami. 


Starszy też bywa w szkole. Na tyle na ile damy radę  go zaprowadzać. Trochę dzieci wróciło. I pewnie nie tylko dlatego, że rodzice wracają do pracy i nie mają co zrobić z dziećmi. W tym wieku kontakty na żywo są bardzo ważne. Internet ich nie zastąpi w żaden sposób.
Zresztą zanim szkoła wróciła na dobre, zaczęliśmy regularne spotkania na piłkę z ulubionym kolegą. Dziś też gościliśmy kolegę u siebie w domu.
Na szczęście oprócz zajęć opiekuńczych Starszy przerabia normalnie lekcje jak w domu. Więc po powrocie zostaje tylko praca domowa do zrobienia. 

Ciekawi mnie w jaki sposób odbędzie się zakończenie roku.
Natomiast w sprawie I Komunii mamy spotkanie we wtorek. Pojawiła się opcja czerwcowa, ale na razie niewiele jeszcze wiemy. Cóż zobaczymy...

Ja wróciłam do pracy.
W pracy spokój. Klientów zdecydowanie mniej, bo część osób zrobiła zapasy, część nie wróciła jeszcze do miasta, a część ma znacznie mniej pieniędzy. 
Oczywiście przekłada się to na zmniejszenie obrotów. A zmniejszenie obrotów to straty dla właściciela. Na razie jeszcze tak bardzo się to na nas nie odbija, ale w końcu odczujemy skutki nowej rzeczywistości.

A co poza tym...

Zakończyliśmy wreszcie załatwianie zaświadczeń do Poradni pedagogiczno-psychologicznej dla Młodszego. Trochę to trwało. 
Przy okazji dowiedzieliśmy się kilku rzeczy. Część z nich to po prostu nowe spojrzenie na Młodszego, ale pojawiła się nowość.
Napiszę więcej, gdy trochę o tym poczytam. Na razie wiemy już, że czas rozdzielić zajęcia z SI i fizjoterapię. Czas też więcej robić w domu. Potrzebujemy jeszcze trochę więcej informacji, żeby poukładać sobie nowy plan działania.

U Starszaka też szykuje się trochę zmian. Znów przejdziemy trening słuchowy Tomatisa. Musimy też zrobić ponowną diagnozę SI i zastanowić się nad nową strategią.

Jak widać, dzieje się bardzo dużo.
A to nie koniec rzeczy do ogarniania.
Jest jeszcze moja Mama, która wciąż dochodzi do siebie po śmierci Taty. I potrzebuje mojej obecności, pomocy, czasem tylko rozmowy przez telefon. 
Przez pandemię mnóstwo spraw jest nadal nie załatwionych. Może w wakacje trochę nadrobimy. 

Kończę też sprawy związane ze starym domem. I jak u Iwony pandemia powoduje, że ciągną się one niemiłosiernie, a dodzwonienie na infolinię wymaga nie lada cierpliwości. A potem i tak trzeba czekać dwa tygodnie na odpowiedź. Ale, choć bardzo powoli, idę do przodu, zamykam kolejne sprawy, zobowiązania. Może do wakacji ten projekt będzie wreszcie zrealizowany.

Na razie za mną deszczowa, ale bardzo przyjemna sobota. A przede mną niedziela.
Lubię weekend 😉


 

piątek, 8 maja 2020

Majówka i ...... cała reszta

Tegoroczna majówka właściwie wcale mnie nie zaskoczyła pogodą. Jeśli nawet to  raczej  pozytywnie.

Dla nas tak naprawdę majówka zaczęła się w czwartek. Po zakończeniu zajęć chłopcy i ja ruszyliśmy rowerami na przejażdżkę. Wsiąkliśmy na dwie godziny, bo po pierwsze pogoda, ładna, a po drugie nad naszym "stawem" było co oglądać. 
Widzieliśmy oczywiście kaczki krzyżówki, najbardziej znane, ale oprócz tego parę łysek z szóstką maluchów i kokoszkę wodną.
Najbardziej podobały nam się łyski. Młode wyglądały zabawnie, beżowe, sterczące na wszystkie strony piórka i pomarańczowe dzioby. Mocno się różniły od czarnopiórych rodziców z białymi dziobami.

W piątek postanowiliśmy pojechać nieco dalej. Wybraliśmy się na drugi koniec miasta, do Lasku Młocińskiego. To drugie odkryte przez nas miejsce, idealne do szwendaczki z dziećmi. Mnóstwo miejsca do biegania, szyszki, patyki, górki, dołki, mrowiska, istny raj. Spędziliśmy tam dobre dwie albo i trzy godziny.

Sobota oprócz sprzątania i gotowania upłynęła raczej spokojnie. A że Starszak miał jeszcze projekt plastyczny do zrobienia, pojechaliśmy na krótki spacer do Lasu Kabackiego.

W niedzielę powtórka wycieczki rowerowej. Niestety pogoda była trochę gorsza, ale przejażdżka i tak była przyjemna

W poniedziałek po południu spacerkiem powędrowaliśmy do osiedlowej biblioteki, oddać wreszcie książki. Przy okazji ile ja się ich naszukałam na półkach to moje. Przy okazji spaceru odkryliśmy kolejną świetną górkę.

Wtorek i środa skutecznie zniechęcały nas do wystawienia nosa za próg. Dopiero w środę wieczorem wybrałam się na zakupy. Poza tym lało, lało, lało. Deszcz był bardzo, bardzo potrzebny. 

Wczoraj i dziś znów pogoda piękna. Dziś Mąż postanowił wypróbować swój rower. Pojechali na naszą polanę pograć w piłkę. 
Wrócili bardzo zadowoleni. Ja tym razem zostałam w domu. Drugi dzień okresu oznacza przywiązanie do toalety i bardzo dużą niechęć do roweru.

Ale nie samymi przyjemnościami żyjemy. 

Od poniedziałku bardzo intensywnie dzwonię, umawiam, proszę, załatwiam i jeżdżę. 
Po pierwsze nasz plan w sprawie Młodszego nabrał tempa. 
Załatwiam zaświadczenia potrzebne do poradni psychologiczno- pedagogicznej. Trochę tego jest. A w dodatku w dzisiejszych czasach wszystko trwa dwa razy dłużej. Ale dwie rzeczy już mam. Mały sukces odniesiony.
Oprócz tego postanowiliśmy przyjrzeć się kilku innym sprawom. Dwa miesiące spędzone w domu, nad różnymi zadaniami pozwoliło nam, rodzicom, dostrzec kilka rzeczy, nad którymi trzeba pilnie popracować. Stąd parę wizyt  dodatkowych. 

Poza tym powoli wracamy na treningi SI. Tu oczywiście też pod górę. Naszego terapeuty na razie nie ma, godziny były tak późne, że musiałam dość stanowczo negocjować zmianę. W następny czwartek możemy zaczynać. Cóż, zobaczymy, co z tego wyniknie.

Inne sprawy, takie pozadziecięce, które dotyczą starego projektu, ciągną się w sposób niezmiennie drażniący. I oczywiście nic nie można załatwić osobiście. A doczekanie się na linii telefonicznej połączenia z konsultantem wymaga nie lada cierpliwości. We wtorek czekałam na linii " tylko" 30 min. 

I oczywiście jeszcze przed nami decyzja, kiedy Młodszy wróci do zerówki.
Ech tegoroczny maj jest na pełnej petardzie. 

środa, 29 kwietnia 2020

I...... dalej nic nie wiem

Wiem, że otworzą przedszkole.
Nie wiem, kiedy je otworzą.
Nie wiem, jak będzie wyglądał pobyt dzieci w przedszkolu.
Nie wiem, czy do czasu otwarcia będziemy mieli jakieś podstawy do wolnego w pracy.
Swojej niestety do domu nie zabiorę.

Wiem, że w końcu otworzą poradnie dla dzieci.
Nie wiem, kiedy je otworzą.
Nie wiem, czy zdążę z wszystkimi dokumentami.
Nie wiem, jak długo będę czekać na diagnozę.
Nie wiem, jak długo będziemy w zawieszeniu.
A właściwie w dwóch zawieszeniach, w końcu synów mam dwóch.

Nie wiem, jak będą wyglądały wakacje.
Nie wiem, czy będzie jakaś zorganizowana opieka w wakacje.
Nie wiem, co naszym wyjazdem.

Jedyne, co wiem, to że wokół nas chaos.
I trzeba sobie radzić.
Bo, cytując Tolkiena, nie my wybieramy czas. Od nas zależy jedynie użytek, jaki zechcemy zrobić z darowanych nam lat.




poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Niespodzianka

Dziś zmiana tematu.

Przyroda nie przestaje mnie zadziwiać.
Rok temu kupiłam pelargonie. Mniej więcej o tej porze roku co teraz. 
Zasadziłam do skrzynek, zakwitły pięknie. Cieszyły moje oczy i ozdabiały balkon do października. Potem zostawiłam je na balkonie na zimowanie, bo niestety nie mam piwnicy.
I niespodzianka. Tylko jeden krzaczek z 6 nie przetrwał zimy. Pozostałe przetrwały, wypuściły nowe pędy i..... kwitną na przekór wszystkiemu. W końcu jest wiosna.






wtorek, 14 kwietnia 2020

Za oknem słońce. Nic nie wskazuje na wyjątkowość tego czasu. Ot wiosna, choć dziś trochę chłodniej. Dziwnie jest patrzeć przez okno, bo świat wygląda tak samo jak wcześniej. 

Za nami kolejny tydzień izolacji. Przestałam już liczyć który. Najbardziej dokucza nam brak możliwości wyjścia na dwór, swobodnego biegania tam gdzie akurat poniosą nogi. 

Chłopcom paradoksalnie bardzo służy ten brak szkoły i przedszkola.
Są wyspani, bardziej samodzielni, lepiej jedzą.
Mają  świetny trening z empatii i negocjacji. Przestrzeń jaką dysponujemy jest mocno ograniczona. Zajęcia szkolne i zerówkowe  odbywają się na zmianę, bo laptop jest jeden. I do tego jeszcze Tata zamknięty w sypialni z telekonferencjami i pracą zdalną. Trzeba się podzielić czasem na komputerze, być cicho, gdy chce się głośno. Brak kolegów na żywo dokucza.

A inne zalety?
Na balkonie pojawiła się namiotowa baza wojskowa. Która może być też gniazdem dinozaurów, statkiem pirackim lub kosmicznym. Zależy od wyobraźni. Bańki mydlane to myśliwce Spitfire lub Tie.
W kuchni coraz więcej eksperymentów. Testujemy nowe przepisy z tego, co akurat jest w lodówce i spiżarni.
Gramy regularnie w planszówki. Gimnastykujemy się zgodnie z propozycją szkolną lub przedszkolną.
I czytamy coraz więcej. Aktualnie kończymy pierwszą część Opowieści z Narnii. Pewnie dziś zaczniemy drugą część.

Dla nas, mimo niepokoju co będzie dalej, to dobry czas. Szczególnie dla mnie. Muszę sporo przemyśleć. Bo od września bardzo dużo się u nas zmieni. I trzeba się na te zmiany jakoś przygotować. Bo improwizacja jest fajna na spontanicznych wyjazdach. Ale w domowym życiu już nie.




sobota, 11 kwietnia 2020

Życzenia

Dziś króciutko.

Życzę Wam wszystkim spokoju, skupienia na tym co dla Was naprawdę ważne. I oderwania się od świata zewnętrznego, choć na te dwa dni, by zresetować głowę.


Wesołych Świąt


Już po pracy 🙂
I zmykam do świątecznego gotowania.

środa, 1 kwietnia 2020

Drugi tydzień szkoły w domu i.....

Drugi tydzień szkoły w domu i wbrew temu, spodziewałam, nie jest źle.  

        Starszy ma lekcje z wychowawczynią cztery razy w tygodniu. Omawiają lekturę, nowe tematy z polskiego i matematyki. Przy okazji mogą sobie pogadać między sobą. 
Poza tym trzy razy w tygodniu ma angielski. Oprócz nauki to też moment na spotkanie z klasą. 
Są różne zadania do wykonania, czasem na komputerze, czasem w ćwiczeniach albo w zeszycie. Nawet gimnastykę mamy. 

     Młodszy codziennie ma zadania z pisania lub liczenia. Oprócz tego jest nauka angielskiego z filmików pani nauczycielki, zadania muzyczne, gimnastyka i eksperymenty. Np w poniedziałek mieliśmy wybuch wulkanu własnoręcznej roboty. Trochę pracy wymaga koordynacja czasowa i zapewnienie Młodszemu zajęcia, gdy brat ma lekcje, ale od czego zapomniane puzzle, LEGO i inwencja własna. 

      Bardzo doceniam to, że jest ich dwóch. Nudy nie ma 😉 Kłótnie są 😉. Tylko brak możliwości wyjścia z domu strasznie irytuje. 
Choć i tak na razie obaj smarkają. Przywlokłam z pracy jakiś wyjątkowo zjadliwy katar. Polegliśmy w trójkę i ja, i dzieci. Ja kończę, Młodszy jest w trakcie, Starszak dopiero na początku katarowej drogi. 

W poniedziałek wracam do pracy. Na tydzień. A potem zobaczymy.

sobota, 21 marca 2020

.....

Właściwie to nawet nie wiem, jak zatytułować post.

Gdy patrzę przez okno, czuję się jakbym znalazła się w filmie.
Z jednej strony świat się nie zmienił, pada deszcz, świeci słońce, w powietrzu czuć wiosnę.
Z drugiej strony zamknięte szkoły, przedszkola, sklepy, restauracje, niemal wszystkie miejsca, które zazwyczaj gromadzą dużo ludzi.
Zupełnie nierzeczywiste wrażenie.

Do pracy chodzę normalnie, w aptece nie ma opcji zdalnej pracy. Za to jest mnóstwo okazji do obserwacji sytuacji i ludzi

Obserwuję to wszystko i myślę, że czeka nas jednak wariant włoski. Bo naprawdę wątpię
czy nasza służba zdrowia udźwignie tysiące ludzi potrzebujących intensywnej terapii.
Komentować zakupów jakie najczęściej były w moim miejscu pracy nie będę. Szkoda gadać. Ludzi, którzy mniej lub bardziej chętnie stosują się do zaleceń, które wymusza sytuacja. Ludzi, którzy są uprzejmi i doceniają, że jeszcze pracujemy i ludzi, których komentarze podważają jakikolwiek sens przychodzenia do pracy.


W tym tygodniu mąż opiekował się dziećmi. Realizowali program szkolny i zerówkowy. Chłopcy się przystosowali, plan dnia się wykrystalizował. Taki homeschooling w praktyce. 
Starszak ogarniał się samodzielnie. Oczywiście nie obyło się bez tarć i marudzenia.
Młodszy wymaga dużo więcej pracy. Ale ma satysfakcję, że umie i robi sam. Afery i marudzenie jak wyżej.
Od poniedziałku ja przejmuję pałeczkę nauczyciela domowego.
Będzie się działo 🤔

czwartek, 20 lutego 2020

7 urodziny

Dziś Młodszy kończy 7 lat.

Ma swoje zdanie na każdy temat.
Ma wielką ochotę spróbować jak to będzie w szkole, a z drugiej strony nie za bardzo chce się podporządkować obowiązkom.

Sto lat synku!!! Bądź nadal wesoły, przyjaźnie nastawiony do świata, nie poddawaj się i twórz własne, fantastyczne opowieści.

A  w czerwcu definitywnie zakończymy rozdział przedszkole. Od września w domu będą dwaj uczniowie.

środa, 19 lutego 2020

Ferie zimowe.....

   Druga połowa lutego rozpoczęta. Drugi tydzień ferii zimowych też już  rozpoczęty. 

 Od sobotniego wieczoru jesteśmy w Białce Tatrzańskiej. Noclegi i jedzenie w tym samym miejscu co rok temu. Jeździmy na nartach na Kotelnicy.
 Znów szlifujemy  umiejętności narciarskie, wypoczywamy, spacerujemy, wysypiamy się. To czas naładowania baterii przed kolejnymi intensywnymi miesiącami.

Koniec roku przejechał po mnie niczym czołg. Ostatecznie złapałam zapalenie płuc i półpasiec. Dwa tygodnie zwolnienia i prawdę powiedziawszy miałam ochotę na więcej. 
Ale wróciłam, ogarnęłam się w pracy. Zaczęłam skupiać się na swoich obowiązkach i wymagać czasu na nie. Praca jakoś się ogarnęła...... Choć pojawił się pewien plan, ale do niego wrócę dopiero, gdy  go dopracuję. 

Poza tym mam na głowie pięć dużych projektów, które absorbują cały mój czas pozapracowy. I to nie licząc oczywistych rzeczy, jak zabawy i wspólna nauka z synami, spotkania z Mamą, wyjazdy do Teściów czy randki z Mężem.
 Na szczęście projekty nieco rozkładają się w czasie. W innym wypadku musiałabym się sklonować 😉

Na razie korzystamy z czasu na odpoczynek, uczymy się jazdy na nartach, objadamy się smakołykami i dobrze się bawimy. 

Starszak śmiga na nartach jak szalony. Nie mam szans go dogonić. Młodszy jeździ spokojnej, ale pewnie czuje się na deskach. A my raz lepiej, raz gorzej, ale do przodu. Szkoda tylko, że zima i w górach raczej słaba. Ale śnieg do jazdy jest, deszcz nie pada, a temperatura niezbyt wysoka.

Do zobaczenia po feriach 🙂