piątek, 26 czerwca 2020

Koniec i początek

U nas jak zwykle końce i początki są parami.

Starszak dziś oficjalnie zakończył edukację wczesnoszkolną. Było pożegnanie z wychowawczynią i to tak na stałe. Bo Pani odchodzi ze szkoły. Były uściski, przemowa Pani i Pani Dyrektor. Też do nas, bo my czekaliśmy na dzieciaki przed szkołą.
Trochę smutku było, ale ..... koledzy zostają, a w czwartej klasie wychowawcą będzie pan od WF i piłki nożnej. Starszak w siódmym niebie.

Młodszy oficjalne zakończenie zerówki miał wczoraj online. Bo nie wszystkie dzieci wróciły do przedszkola. Stąd spotkanie z tymi co nie chodzą. Była przemowa Pani Dyrektor, Cioć od muzyki, gimnastyki i angielskiego. Był też filmik od Cioć Wychowawczyń, a w nim kilka słów specjalnie dla każdego dziecka.
A dziś Młodszy był w przedszkolu ostatni raz. I tak jak rano nie bardzo chciał iść (bo brat ma wolne), tak powrotowi towarzyszyły ogromne emocje. Trudno było się pożegnać z kolegami i z miejscem. Spędził tam 5 lat, większość swojego życia. Świetnie się tam czuł, bawił, zawsze chętnie szedł, i zawsze negocjował opóźnienie powrotu do domu.
Będziemy to miejsce dobrze wspominać.
Oczywiście koniec zawsze jest też początkiem. Przed nami wyzwanie, nowe miejsce, nowi nauczyciele, nowi koledzy, a dla nas jeszcze nowi rodzice.

Trzymamy się wersji że będzie dobrze 😊

poniedziałek, 22 czerwca 2020

Urodzinowy weekend

W ostatni weekend to się u nas działo.

Ale najważniejsze - Starszak od wczoraj jest już 10-latkiem. Pierwsza dekada życia zakończona. Rozpoczyna się nowa przygoda. 
Sto lat Synku !!! Nie zagub swojej ciekawości świata i wrażliwości. Bądź otwarty, ciekawy życia. Niech Twoja droga będzie i prosta, i kręta. Jestem pewna, że sprostasz nowym wyzwaniom szkolnym i nie tylko.

Ponieważ okoliczności trochę nietypowe, a nasze mieszkanie niezbyt duże, żeby jakaś impreza się odbyła, musieliśmy trochę pogłówkować. 
Ostatecznie stanęło na tym, że w sobotę zaprosimy trzech najlepszych kolegów Starszaka. Było trochę zabawy w domu, były kręgle w małym klubie w okolicy, mnóstwo śmiechu, przekrzykiwania się nawzajem i tupot po podłodze. Mam nadzieję, że sąsiedzi nam to wybaczą :))

Oczywiście najpierw trzeba było posprzątać dom, upiec muffiny, ciasto, przygotować niedzielny obiad. Do tego ćwiczenia Młodszego, trening słuchowy Starszaka...
Ale dzięki wspólnej pracy wszystko zostało przygotowane, posprzątane (Starszy podczas mycia wanny miał też przygodę z prysznicem, a Młodszy z zapałem wypucował lustro), upieczone. 
Po imprezie chłopcy byli wypompowani, my zresztą też.

W niedzielę zaprosiliśmy na obiad urodzinowy moją Mamę. Chłopcy już długo nie widzieli Babci, więc radocha ogromna. Niedziela w ogóle była znacznie luźniejsza. Choć zmieściliśmy w niej i Mszę, i trening słuchowy i ćwiczenia, i robienie obiadu. No i sam obiad oczywiście.

Same widzicie, dziś jak nic należy mi się wolny dzień - a jeśli nie cały dzień, to choć parę godzin spokoju ;) 

sobota, 20 czerwca 2020

Burza, burza ....... i znów burza

Jak w temacie, za oknem burza, leje kosmicznie. Od środy regularnie po południu burza.

Czerwiec mija jak zwykle za szybko. I jak zwykle sporo się dzieje

Dzień Dziecka w przedszkolu Młodszego był pełen niespodzianek. Każda grupa miała grę terenową po całym przedszkolu, ze wskazówkami  zadaniami. A na koniec były upominki i balony.
Dzieciaki w szkole dostały link do pracy domowej, który okazał się być zabawnym filmikiem o różnych wydarzeniach z życia klasy. 
Także pierwszy dzień czerwca minął bardzo przyjemnie.

Potem mieliśmy wizytę u ortodonty Starszaka - okazało się, że trzeba zmienić aparat na nowy, bo stary po modyfikacji w żaden sposób nie chciał się trzymać na swoim miejscu.  Na szczęście, po pierwsze zęby A są zdrowe, po drugie efekt noszenia aparatu są spektakularne. Górne dwójki są już niemal na swoim miejscu. 

W tym samym tygodniu wylądowaliśmy też na wizycie u dentysty z Młodszym. Musieliśmy wyrwać pewną bardzo upartą dwójkę. Udało się, Młodszy bardzo dzielnie zniósł wszystkie zabiegi. Zęby też ma zdrowe.

Mieliśmy też być u okulisty, ale..... nie byliśmy. Okazało się bowiem, że przez epidemię zmieniono zasady przyjmowania dzieci i.... wizytę nam odwołano. Dowiedziałam się o tym przez przypadek, kiedy zadzwoniłam do przychodni, żeby potwierdzić wizytę. Pani w rejestracji uparcie twierdziła, że do nas dzwoniono i że generalnie to nie ich problem. Słowem "Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam Pan zrobi". Gdyby nie to, że okulistka jest bardzo dobra i bardzo miła, to bym im podziękowała z miejsca. Ostatecznie termin mamy za dwa tygodnie. Czyli ponad miesiąc w plecy. Przy wadzie wzroku to bardzo dużo.

Weekend spędziliśmy trochę w domu (mąż i dzieci), trochę w pracy (moja sobota pracująca). Ale miło spędziliśmy czas. Była ostatnia Msza dla dzieci przygotowujących się do I Komunii. O tym napiszę w osobnym poście.

Kolejny tydzień był też intensywny, przynajmniej dla mnie. Bo chłopaki pracowali trzy dni, a balowali cztery :))
Za to ja w środę tuż przed Bożym Ciałem miałam jakieś apogeum w pracy. Przyszłam dwie godziny później (odbiór nadgodzin) i wpadłam po uszy w kompletny chaos. Co się działo na pierwszej zmianie nie mam pojęcia. Ja do końca dnia w pracy nie mogłam się uporać ze wszystkimi sprawami. Niektóre odkręcałam jeszcze w piątek rano. Kosmos. 
Poza tym od początku tygodnia ustalałam ostateczne kwestie dotyczące nowego nagrobka na grobie Taty. W środę doszliśmy w końcu do porozumienia, choć jak się później okazało niezupełnie

Piątek i sobota też były bardzo intensywne i w pracy i w domu. Zwłaszcza w pracy się działo bardzo dużo. Do tego w sobotę dwa razy padł nam serwer, co oczywiście skończyło się ogromnym zamieszaniem. Jeśli jeszcze do tego dodać zmiany w grafiku związane z wystąpieniem przez firmę o przyznanie pomocy w ramach tarczy antykryzysowej, to już sajgon murowany. 

I tu pora na najważniejszy "news". W pracy jestem formalnie do końca czerwca .Od pierwszego lipca pracuję jako "house manager". Długo się nad tym zastanawialiśmy, zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń na świecie. Ale po podliczeniu wszystkich za i przeciw wyszło, że to dobra decyzja. I na tę chwilę jedyna możliwa. Więcej o tym napiszę w następnym poście, bo i tak wyszedł mi nieziemski tasiemiec.

Ten tydzień też był bardzo intensywny. 
W poniedziałek wreszcie posprzątałam szafę chłopaków. Zostawiłam typowo letnie rzeczy i pozbyłam się w końcu rzeczy definitywnie za małych lub trwale zaplamionych. Potem oczywiście praca. I znowu sajgon. Powoli wracają typowe poniedziałki.

We wtorek był mój ostatni dzień pracy. Pożegnałam się z ekipą, zaniosłam ciasto truskawkowe, pozbierałam rzeczy i.... od środy jestem wolna. Tzn. wolna od pracy na etacie, bo w domu to nie wiem w co ręce włożyć. Na koniec pracy dostałam śliczne kolczyki - fajna pamiątka.

Środa była dniem tak intensywnym, że wieczorem padłam jak mucha. I fakt, że lało przez połowę dnia wcale mi nie pomógł. 
Byliśmy na zakupach, bo Starszy i ja potrzebowaliśmy letnich butów, a Młodszy i Starszak potrzebowali kąpielówek.  
Potem obiad, trening słuchowy Tomatisa i na zajęcia SI z panem Maćkiem.
Właśnie, przez zawirowania wirusowe zmienił się nam terapeuta SI. Zmienił się dość znienacka, ale odnoszę wrażenie, że to zmiana na lepsze. Przy okazji pan Maciek zapoznał się z diagnozą, zrobiona przez kogoś innego. Może spojrzeć na wszystko z innej strony.
Poza tym od poniedziałku piorę, piorę, piorę i prasuję. 

W czwartek mieliśmy pierwszy ćwiczenia z fizjoterapeutką. Młodszy pracował ładnie, chętnie ćwiczył. Dostaliśmy zestaw ćwiczeń i od wczoraj ćwiczymy. Nawet nieźle nam idzie. 
Poza tym zgodnie z menu urodzinowym musiałam zrobić zakupy. Bo w sobotę mieliśmy zaplanowane urodziny Starszaka dla kolegów.

Piątek był zupełnie odjechany. Starszak o mało nie spóźnił się do szkoły, Młodszy zapomniał o czapce. Ja przez cały dzień ziewałam i ziewałam. Musiałam sobie uciąć drzemkę w ciągu dnia. Młodszego odebrałam tuż przed burzą. 
Wczoraj też zakończyłyśmy z mamą sprawę nagrobka na grobie Taty. Nie wszystko wyszło dokładnie tak, jak chciałyśmy, ale ostatecznie w końcu zaakceptowałyśmy efekt ostateczny. Za dwa, trzy tygodnie pojedziemy z dziećmi i z mamą, i pojedziemy na cmentarz razem. Chłopcy nie byli na grobie Dziadka od Świąt Bożego Narodzenia.   

Na tym kończę tasiemiec. Jutro opiszę co u nas w ten weekend. A dzieje się dużo.