Jedenaście dni nad ciepłym Adriatykiem.
Jedenaście dni wygrzewania się w upale.
Miejsce naszego pobytu to małe ale bardzo ładne miasteczko. Takie z domami z jasnego kamienia i brązowymi lub zielonymi okiennicami. Z wąską uliczką łączącą pocztę, boisko i port. Z mnóstwem kwitnących drzew i krzewów. Z dwoma sklepami, kilkoma straganami i jedną, znakomitą piekarnią.
Jak wyglądał nasz zwykły dzień?
Niemal codziennie rano maszerowałam do naszej ulubionej piekarni po pieczywo na śniadanie i przekąskę. Po śniadaniu wybieraliśmy na którą plażę dziś idziemy, pakowaliśmy manatki i szliśmy, każdy objuczony jak wielbłąd :))
Na plaży jak to na plaży, wskakiwaliśmy w buty, braliśmy maski i do wody. Woda po krótkiej chwili robiła się cieplutka, więc pływaliśmy i nurkowaliśmy do zmęczenia. Odpoczywaliśmy wylegując się na brzegu lub na dmuchanym krokodylu.
Woda była cudownie przejrzysta, swobodnie widać było dno nawet do 10 metrów. Podglądaliśmy ryby, kraby w muszlach i jakieś niemal przeźroczyste skorupiaki. Chłopcy pobijali rekordy w nurkowaniu i sprawdzaniu głębokości.
Gdy pływanie w końcu się nudziło, szliśmy na skałki i płycizny przy brzegu. Tam podziwialiśmy muszle - wydłużone spirale lub niemal okrągłe- zamieszkane przez jakieś morskie stworzenia, jeżowce i maleńkie chyba krewetki.
Około południa wracaliśmy do domu na obiad - prostu i szybki makaron z sosem, mięsem lub warzywami albo coś innego łatwego w przygotowaniu.
Po obiedzie sjesta a potem znowu plaża i pływanie albo granie w piłkę.
Słowem lenistwo.
Wyjazd był fantastyczny.
Oczywiście przygód również nam nie brakowało.
Przygód zdrowotnych, ponieważ Mąż złapał zapalenie ucha, Starszy miał problemy żołądkowe po winogronach, Młodszego upodobały sobie osy, a mnie pod koniec zabolał ząb.
I przygód podróżowych, gdyż przez wypadek zamknięto główną drogę do granicy chorwacko-słoweńskiej a objazd pełen ciasnych agrafek to w górę to w dół dostarczył nam emocji nie lada. Choć potem okazało się, że mieliśmy duży fart, bo na przejściu granicznym z którego korzystaliśmy nie było kolejki.
Zdjęć jakoś mam mało, głównie razem pływaliśmy. Jak w końcu ogarnę aparat - wstawię choć trochę.
Mam nadzieję na powtórkę za rok
Oj takie przygody to chyba zawsze na rodzinnym wyjeździe :D Ważne że wypoczęliście :) Zazdroszczę pływania!
OdpowiedzUsuńPrzygody są zawsze... W domu też..
UsuńMorze było cudowne, my to chyba wodne stworzenia jesteśmy :D
Brzmi jak moje wymarzone wakacje. ;)
OdpowiedzUsuńHm, jak w końcu wyjazd do Europy będzie możliwy to Chorwacja na wakacje :))
Usuń