wtorek, 14 sierpnia 2012

(Nie)proszone komentarze

Zajrzałam dziś  na blog Mamy-na-puszczy i przypomniało mi się coś ważnego. Ja też źle znoszę wieczne "doradztwo" w sprawach opieki na MOIM dzieckiem. Pół biedy jeśli wypowiadają się osoby, które dobrze znam i wiem, że są mi życzliwe. Wtedy drażni mnie to mniej, choć nasze poglądy się nie pokrywają. Ale do szewskiej pasji doprowadzają mnie komentarze i "rady" wszechwiedzących pań w wieku dowolnym, które widzą nas przez najwyżej kwadrans i już muszą koniecznie mnie przekonać i swej mądrości. Na szczęście drugi trymestr ciąży sprawił, że burza hormonów trochą opadła i nie wściekam się, tylko robię po swojemu. A bardziej upartym mówię, ze moje dziecko=moja sprawa. I w nosie mam, co ludzie powiedzą. Bo powiedzą i tak .

3 komentarze:

  1. Ja uczę się tego powoli... jak się nie oburzać,a potem nie martwić,jak odpowiadać,jeśli w ogóle... zazdroszczę tym,którzy zostali tak wychowani,by walczyć o swoje i mówić szczerze co się myśli.Ja takiego szczęścia nie miałam. miałam być grzeczna,szanować starszych,nie rzucać się,nie manifestować sobą... wszystko,co robiłam,było złe.I takie przeświadczenie mi zostalo.Ale dorastam,może troche późno,ale dopiero własne dzieci i to nie od razu pozwalają mi się uczyć...:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo nie jest Łatwo. Ja staram się nie odpowiadać, jeśli nie muszę. Ale na tekst dziadków "tylko dziewczyny bawią się lalkami" albo "chłopaki nie płaczą" odpowiadam, bo uważam że to bzdury. A ludzie zawsze coś powiedzą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja odpowiadam... ale nie wiem czy dość stanowczo. Ileż to miałam dyskusji z teściową, gdy prezentowałam zdanie odmienne a ona na skutek mojego niezbyt radykalnego sposobu komunikacji, była potem przekonana,że przyznawałam jej rację...

    OdpowiedzUsuń